W pierwszych dniach wielkiej zarazy, na około miesiąc przed lockdown’em z 2020 roku, w ciągu jednego dnia „zdobyłem” sześć najwyższych wzniesień Warszawy. W tamtych latach projekt „Korona Warszawy” traktowany był nieco żartobliwie, dziś to jedna z wielu atrakcji turystycznych – organizowany jest tu nawet bieg „górski” – pozwalająca poznać nieco mniej centralne dzielnice stolicy. Zapraszam Was na krótki spacer po najwyższych punktach miasta, z którym byłem związany przez kilka pięknych lat mojego życia.

Ze Wzgórza Trzech Szczytów vel. Górki Kazurki, drugiego najwyższego wzniesienia Warszawy

Plan na ten krótki, późnozimowy dzień był następujący: wykorzystując środki komunikacji miejskiej dotrzeć do i zdobyć sześć wzniesień w pięciu dzielnicach, w następującej kolejności:

  1. Kopiec Moczydłowski (130 m.), Wola
  2. Góra Gnojna (86,5 m.), Śródmieście
  3. Kopiec Powstania Warszawskiego (121 m.), Mokotów
  4. Wzgórze Trzech Szczytów (133,9 m.), Ursynów
  5. Kopa Cwila (108 m.), Ursynów
  6. Górka Szczęśliwicka (152 m.), Ochota

Żadne z tych wzniesień nie jest pochodzenia naturalnego: usypane zostały one z gruzów zniszczonej podczas 2WŚ Warszawy (oba kopce i częściowo Górka Szczęśliwicka), z ziemi z wykopów podczas okolicznych budów (dwa wzniesienia na Ursynowie), ale także i ze… śmieci (Górka Szczęśliwicka i Góra Gnojna). Pochodzenie tej ostatniej może dziwić, bo przecież położona jest na Starym Mieście, przez co może się wydawać, że jest naturalnym elementem skarpy wiślanej. Ale jak donoszą źródła, Góra Gnojna ma pochodzenie sztuczne i powstała w wyniku składowania wyrzucanych tam już od 17-stego wieku śmieci i nieczystości (stąd też nazwa).

Na Kopcu Moczydłowskim i w jego okolicach zastaję sporą grupę ludzi – jest słoneczny, niedzielny poranek, pogoda jak na środek lutego całkiem dopisuje. Kopiec jest częścią Parku Moczydło, jednego z wielu na terenie Woli. Na szczycie są lunety, z których można podziwiać niezłe widoki: z jednej strony na osiedle Koło, z wybijającą się zieloną kopułą we włoskim stylu, będącą częścią Kościoła pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, a z drugiej na imponujący, nawet jak na 2020 rok warszawski skyline. Bardzo polubiłem to miejsce, chciałoby się tam rozsiąść i poczilować, ale przede mną jeszcze tego dnia dość napięty harmonogram „wspinaczkowy”. Następny przystanek: starówka.

Podczas mojego kilkuletniego pobytu w stolicy, w okolice Starówki zapuszczałem się bardzo sporadycznie, okazało się nawet, że tego dnia odwiedziłem Górę Gnojną po raz pierwszy w życiu. Góra jest nieco na uboczu głównego „starówkowego traktu turystycznego”, ale warto tu trafić bo to wspaniały punkt widokowy na rzekę i prawą stronę miasta! Na zdjęciu poniżej skwer z widocznym, nagradzanym w Paryżu i Petersburgu pomnikiem z 1908 roku pt. „Siłacz”, autorstwa Stanisława Czarnowskiego. Siłacz z brązu wystawiony na początku XX wieku w Zachęcie podobno nie wzbudził zachwytu szerokiej publiczności, a ocalały z wojennych pożóg, długie lata stał w mało reprezentatywnym i odwiedzanym miejscu stolicy. Stosunkowo niedawno, bo dopiero w 2004 roku został przeniesiony właśnie na Górę Gnojną, gdzie cieszy oko turystów oraz – jak w moim przypadku tego dnia – „wspinaczy górskich” ;-). 1/3 projektu zaliczona; biorę azymut na mokotowski Czerniaków.

Góra Gnojna z perspektywy ul. Bugaj

Kopiec Powstania Warszawskiego, w porównaniu do wcześniejszej Góry Gnojnej, to miejsce dobrze mi znane, bywałem tam wielokrotnie. Uczciwie trzeba przyznać, że z całej szóstki jest to chyba najbardziej turystyczna lokacja, ale często odwiedzana też przez samych warszawiaków – odbywają się tutaj chociażby obchody związane z nomen omen Powstaniem Warszawskim. Za wikipedią: schody (350 stopni) ze zdjęcia poniżej, które prowadzą na szczyt kopca są najdłuższe w całej Warszawie, a ostatnia modernizacja obiektu + realizacja Parku Burza u jego stóp otrzymały Nagrodę Architektoniczną Prezydenta m.st. Warszawy. Czerniaków już w 2020 roku był silnie rozbudowywany, możliwe, że widoki z Kopca na południe od tego czasu mogły się nieco zmienić. Na pewno zmieniły się widoki w kierunku zachodnim, bo przez 4 lata warszawski skyline wzbogacił się o kilka wspaniałych wysokościowców. Wejście na Kopiec polecam każdemu, niekoniecznie tylko zdobywającym Koronę Warszawy. I choć Czerniaków „brzmi daleko”, Kopiec znajduje się nieopodal popularnych Łazienek, nie jest to więc taki całkiem (turystyczny) „koniec świata”.

Widok z Kopca Powstania Warszawskiego na Czerniaków

Z Czerniakowa autobusem podjeżdżam w okolice Politechniki i stamtąd metrem na odległy Ursynów, a dokładnie do stacji Natolin. Kierując się ulicą Belgradzką na południowy zachód, docieram do drugiego najwyższego wzniesienia „Korony Warszawy”, położonego tuż przy granicy Lasu Kabackiego. Oficjalnie jest to Wzgórze Trzech Szczytów, nikt z lokalsów chyba jednak tak nie mówi, dla nich to po prostu Kazurka. Górka Kazurka to raj dla entuzjastów jednośladów, uskuteczniających mniej lub bardziej egzotyczne dyscypliny rowerowe, odbywają się tutaj nawet oficjalne zawody. Widokowo najsłabsze z dotychczasowych wzniesień, ale Natolin to prawie południowe rogatki Warszawy, gęsto wyścielone blokami, trudno tutaj o zachwycające panoramy. Niemniej jest to miejsce z klimatem, a dla niejednego mieszkańca Ursynowa wspomnienie zwariowanych lat młodości.

W trakcie ataku szczytowego na Kopę Cwila, piątego i przedostatniego wzniesienie w projekcie, zaczyna się powoli ściemniać. Zachód słońca nie przeszkadza bynajmniej dzieciom z entuzjazmem puszczającym latawce i cieszącym się ostatnimi godzinami weekendu. Nazwa tego niewysokiego wzniesienia na granicy Ursynowa i Mokotowa pochodzi od Henryka Cwila, inspektora, który wpadł na pomysł usypania tejże górki. I tak oto szerzej mało znana, już nieżyjąca postać, wśród mieszkańców Północnego Ursynowa zyskała nieśmiertelność. Na Kopie Cwila nie zostaję długo, bo przede mną dojazd na Szczęśliwice i „mozolne wejście” na ostatnie wzniesienie w projekcie.

Zachód słońca z Kopy Cwila

Na Ochotę docieram już po zmroku, ale nie mam sobie tego za złe. Górkę Szczęśliwicką, najwyższe wzniesienie Warszawy znam doskonale, bo w tym czasie mieszkam od niej 5 minut spacerem i bywam tutaj bardzo często. Z tych powodów mogę być nieco subiektywny, ale uważam Górkę Szczęśliwicką za najfajniejszą pozycję z całej szóstki „Korony Warszawy”. Za taką opinią przemawiają na szczęście także obiektywne argumenty: jedyny w Warszawie stok narciarski z wyciągami dostępny zimą i latem, kolejka grawitacyjna (oryginalna atrakcja, bardzo polecam), wspaniały widok na śródmieście Warszawy, poniżej wzniesienia jeden z najładniejszych i nieźle wyposażonych infrastrukturalnie parków w całym mieście (a konkurencja nie śpi), kilka knajp i punktów gastronomicznych.

Widok z Górki Szczęśliwickiej

Niedziela spędzona w „górach” bez opuszczania dwumilionowego miasta brzmi jak nonsens, a jednak Warszawa daje i tego typu możliwości. Pamiętam, jak tego dnia, przemieszczając się z jednej dzielnicy do kolejnej, planowałem wiosenne i letnie wypady w już bardziej „prawdziwe” góry. Nie spodziewałem się jednak, że 2020 rok napisze własny, przerażający scenariusz. I choć w sierpniu tamtego roku udało mi się dotrzeć w kilka miejsc, w tym nawet do Austrii (tutaj wpis na blogu z austriackiej eskapady), większość moich ambitnych, górskich planów niestety legła w gruzach. Dzisiaj na szczęście żyjemy już w innych czasach, jednak kto wie co przyniosą nam kolejne miesiące i lata? Nie ma więc co tracić czasu, tylko uderzać w góry, a mieszkając w Warszawie bez chwilowej możliwości wyjazdu poza miasto – zrobić sobie popołudniowy spacer na Górkę Szczęśliwicką i/lub inne z sześciu wzniesień Korony Warszawy. Gorąco polecam!

PS: Jeżeli podoba Ci się moja praca i chciał(a)byś wspomóc moje górskie odkrywania, zawsze możesz postawić mi wirtualną kawę! https://buycoffee.to/odkryjemygorynieznane Porządna dawka kofeiny to podstawa do eksplorowania górskich terenów ;-). Z góry dziękuję. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *