Przez Słowaków uważana za najwyższy szczyt Gór Lubowelskich, w Polsce natomiast jej przynależność geograficzna jest już bardziej skomplikowana. Na szczycie znajdziemy wieżę widokową i całkiem przyzwoite zaplecze turystyczne, z możliwością rozpalenia ogniska włącznie. Nie jest ani wymagająca kondycyjnie (choć szlak z Piwnicznej-Zdroju jest trochę długawy), ani trudna technicznie, warta do rozważenia jako pomysł górskiej wycieczki dla całej rodziny. Postanowiłem potraktować ją jako cel całodziennego trekkingu i zaplanowałem prawie 20-kilometrową wyprawę po trzech górskich i podgórskich krainach. Zapraszam serdecznie na (foto)relację z wiosennej wyprawy w zachodnie rubieże dawnej Łemkowszczyzny.

Mimo surowych, górskich warunków wiosna w rozkwicie

Wędrówkę rozpocząłem w pienińskich Jaworkach, tuż obok wejścia do najpopularniejszej atrakcji tej miejscowości – Wąwozu Homole – po przejściu którego można próbować swoich sił w zdobyciu najwyższego szczytu całego pasma: Wysokiej (1050 m.). Dzisiaj jednak kieruję swoje kroki na wschód, w kierunku części wsi znanej pod nazwą Biała Woda, gdzie notabene znajduje się kolejny wspaniały wąwóz, którego teren ustanowiono rezerwatem przyrody (ach te Pieniny). Biała Woda była niegdyś osobną wsią, częścią tzw. Rusi Szlachtowskiej, najbardziej na zachód wysuniętego obszaru II RP, w którym żyli Łemkowie. Po drugiej wojnie światowej w ramach Akcji „Wisła” Łemków z tych (i nie tylko z tych) terenów wysiedlono, a zabudowania wsi Biała Woda zrównano z ziemią. Współcześnie ze świecą szukać jakichś łemkowskich wpływów na tych terenach, jedynie tablice informacyjne w centrum Jaworek wspominają historię prześladowań i wysiedlenia tej grupy etnicznej. Innym, dość zaskakującym (jak na górską wioskę) miejscem w Jaworkach jest słynny klub muzyczny „Muzyczna Owczarnia”, zlokalizowany w urokliwych, drewnianych budynkach. W Muzycznej Owczarni swoje koncerty dawała śmietanka polskiej sceny muzycznej (głównie rockowej), ale i (u)znani muzycy spoza granic naszego kraju. Obowiązkowy punkt wycieczki dla każdego turysty z rockową duszą.

W Białej Wodzie opuszczam geograficzne Pieniny i odbijając w lewo (czerwony szlak) wchodzę na teren Beskidu Sądeckiego. Szybko zdobywam wysokość, powyżej cudownie pofalowanych krajobrazów sielskich Pienin wyłaniają się nieśmiało ciągle ośnieżone najwyższe szczyty Tatr. Mijam działającą już na najwyższych obrotach bacówkę (podpatrzyłem jak Panowie w środku energicznie wyrabiają sery), a następnie wchodzę do lasu, który ustanowiono ostoją największego polskiego leśnego kuraka – Głuszca. Chociaż nie dane mi było spotkać tego wyjątkowego przedstawiciela awifauny, miałem duże szczęście zaobserwować inny gatunek, który w Polsce objęty jest ścisłą ochroną gatunkową: Gniewosza Plamistego. Wylegiwał się w słońcu na środku szlaku turystycznego, nie dało się go nie zauważyć. Choć sam jest całkowicie nieszkodliwy, bywa mylony z jadowitą Żmiją Zygzakowatą, od której odróżniają go m.in. okrągłe źrenice i lateralnie zlokalizowany ciemny pasek biegnący od pyska, przez oczodół, do przedniej części ciała. Budzący się do życia, majowy Beskid Sądecki dał mi szansę na obserwację jeszcze kilku innych gatunków zwierząt, zaobserwowałem chociażby ropuchę (chyba szarą), podsłuchałem odgłosy kilkunastu gatunków ptaków (ze wspaniale śpiewającym Drozdem Śpiewakiem) a bliżej zabudowań pasły się owce, krowy i konie. Warto wybrać się do lasu w maju!

Dalsza wędrówka czerwonym szlakiem otoczonym z dwóch stron gęstym lasem jest dość monotonna, jedynie między Jasielnikiem (886 m.) a Ruskim Wierchem (935 m.) szlak poprowadzony jest chwilę polaną z widokami na Tatry, Pieniny i wyższe wniesienia Beskidu Sądeckiego. Po kilku długich kilometrach dochodzę do Gromadzkiej Przełęczy (938 m.) i wysoko położonej części Piwnicznej-Zdroju – Obidzy, gdzie znajdują się bacówki, górskie chatki a nawet prywatne zabudowania wraz z asfaltową drogą dojazdową (można więc tam teoretycznie podjechać autem i rozpocząć spacerową wręcz wersję wędrówki na Eliaszówkę). W Obidzy skręcam w prawo i kieruję się w stronę granicy polsko-słowackiej, której słupki graniczne towarzyszyć będą mi przez kolejne ponad 7 km trekkingu. Ścieżka między Obidzą a Eliaszówką biegnie głównie dość ładnym, górskim lasem, w kilku miejscach poprzecinanym polanami otwartymi na północny wschód. Na plus zaliczam wiele tablic informacyjnych, przybliżających turystom, głównie tym najmłodszym, faunę, florę i historię okolicy. Po około godzinie docieram do celu mojej wędrówki.

Eliaszówka, chociaż tego dnia jestem tam zupełnie sam, to raczej dość odkryte i popularne miejsce. Na rozłożystym, lekko zalesionym szczycie wiata, ławki, miejsce na ognisko, tablice informacyjne i największa atrakcja, czyli około 20-metrowa wieża widokowa (szkoda, że nie jest z 10 metrów wyższa – widoki z niej niestety nie powalają). Mijana przeze mnie po drodze na szczyt kilkudziesięcioosobowa wycieczka szkolna podpowiada mi, że w weekendy i w środku wysokiego, letniego sezonu na Eliaszówce są tłumy. Zastanawiam się, jak mimo kilkunastu lat zwiedzania polskich gór, nigdy jeszcze tutaj nie trafiłem? Na szczyt prowadzą znakowane ścieżki z trzech stron, w tym jedna ze Słowacji, ze wsi o nazwie Litmanová. Co ciekawe, największa atrakcja tejże wsi i cel pielgrzymek sporej rzeszy sakroturystów – greckokatolickie sanktuarium maryjne na polanie Zvir, będące pokłosiem objawień maryjnych – znajduje się u stóp Eliaszówki, na jej południowym stoku. Mając za sobą już przeszło 11, a przed sobą jeszcze ok. 8 kilometrów wędrówki zarzuciłem jednak pomysł zejścia do Sanktuarium – skuszę się następnym razem.

W tym miejscu warto powrócić do problematycznej regionalizacji szczytu Eliaszówki. Słowacy uznają ją za najwyższy szczyt pasma o nazwie Ľubovnianska vrchovina (pol. Góry Lubowelskie), mającego być przedłużeniem Beskidu Sądeckiego po stronie słowackiej – wejście na Eliaszówkę to więc odhaczenie 1 z 48 szczytów należących do Korony Gór Słowacji (ambitny projekt, polegający na wejściu na najwyższy szczyt każdego ze słowackich pasm górskich – no bo przecież Koronę Gór Polski zdobywa się relatywnie szybko i warto podjąć nowe wyzwania 😉 ). W Polsce, w starszej regionalizacji górskiej Jerzego Kondrackiego Eliaszówka należała do Beskidu Sądeckiego, po zmianach z 2018 roku, w nowej regionalizacji ten ponad tysiącmetrowy szczyt został najwyższym punktem … Pogórza Popradzkiego (wysokość pogórza, wg niektórych definicji, dochodzi maksymalnie do 600 m. n.p.m.). Zaproponowany obszar Pogórza łączy Pasmo Eliaszówki z Górami Leluchowskimi (wcześniej także zaliczanymi do Beskidu Sądeckiego) i ze słowackimi górami Lubowelskimi. Mimo znacznie wyższej rozdzielczości przestrzennej nowej regionalizacji fizycznogeograficznej Polski, w porównaniu do regionalizacji Kondrackiego, ta nowsza także – jak widać – nie jest wolna od niedociągnięć. Jednakże, jeżeli bylibyście zainteresowani zdobyciem Korony Karpat Polskich, górskiego projektu polegającego na postawieniu nogi na każdym z najwyższych wierzchołków 38 mezoregionów polskich Karpat, zaproponowanych w nowej regionalizacji, Eliaszówkę, jako najwyższy szczyt Pogórza Popradzkiego musicie odwiedzić! Projekt (wykonując tytaniczną pracę) zaproponował i szczegółowo opisał Adam Rugała na blogu rugala.pl – serdecznie zapraszam na stronę projektu: https://rugala.pl/c/korona-karpat-polskich-opracowanie/

Z Eliaszówki schodzę zielonym szlakiem, docierając ostatecznie do Rynku w Piwnicznej-Zdroju. Początkowy leśny odcinek szlaku jest nieco nużący, nielicznymi atrakcjami są leżące w poprzek szlaku ogromne, powalone drzewa, wymagające niemal akrobacji w celu ich wyminięcia. Z ciekawszych elementów szlaku warto wyróżnić długie na kilkaset metrów oporęczowane ciągi drewnianych stopni, zbudowane na dość stromym zboczu w celu odgrodzenia niebezpiecznego odcinka ścieżki dla rowerzystów górskich, od tej dla pieszych. Po wyjściu z lasu pojawiają się widoki w kierunku wschodnim i południowowschodnim, a po dojściu do przysiółka o nazwie Piwowarówka, także w kierunku północnym. Samo osiedle wyróżnia się obecnością zbudowanej na początku zeszłego stulecia kapliczki a także kilkoma gospodarstwami agroturystycznymi. Otwierają się też tu wspaniałe widoki na zakole Popradu, malowniczo zlokalizowane na południe od centrum Piwnicznej-Zdroju. Sielski obrazek zamykają wysokie wzniesienia Pasma Jaworzyny, należącego do Beskidu Sądeckiego. Piękne i fotogeniczne (nawet mimo braku tego dnia dobrego światła) krajobrazy.

Eliaszówkę polecam przede wszystkim na rodzinne wycieczki z dziećmi – na szczycie zrobić sobie dłuższy piknik i miło spędzić czas. Dużym plusem jest łatwa dostępność szczytu – w godzinę można się tam dostać z Obidzy, ale warto podjąć trud i dla niezłych kadrów wybrać długi szlak przez Piwowarówkę. Raczej odradzam Eliaszówkę osobom szukającym niezapomnianych widoków, okolica jest raczej dla tych turystów, którzy szukają kontaktu z naturą, niż sportowe wejścia na strome szczyty z panoramicznymi widokami. Z chęcią wróciłbym tam jesienią lub zimą, tym razem wchodząc od strony słowackiej i zahaczając o wspomniane sanktuarium maryjne. Brak zgody co do przynależności do konkretnego regionu górskiego (co może irytować takich jak ja, szukających ładu i porządku w podziałach geograficznych 😉 ) w żaden sposób nie odejmuje uroku Eliaszówce. Polecam!

Widok na słowacką część Pogórza Popradzkiego

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *