Rzadko planuję trekkingi w formie pętli, ale w tym przypadku wszystkie znaki na niebie wskazywały, że to idealne rozwiązanie: niezły dojazd i dobra dostępność, średniej długości dystans trasy, zdobycie dwóch z trzech najwyższych szczytów pasma, przejście kilkunastu widokowych polan, schronisko po drodze, a także ponowne odwiedzenie jednego z 23 parków narodowych w Polsce. Jeżeli lubicie trochę się zmęczyć chodząc w głębokim śniegu, ale w nagrodę oczekujecie bliskiego kontaktu z naturą i zniewalających widoków – stawiam dolary przeciwko orzechom, że ta gorczańska pętla Was zachwyci! Zapraszam na (foto)relację.
Zimowy trekking na Gorca (1228 m.) – w krainie wołoskich pasterzy i podhalańskiej partyzantki (Gorce)
Gorce to pasmo górskie wielu opowieści, narracji i historii, można je odkrywać zupełnie na nowo podczas każdego, kolejnego wyjścia na szlak. Przez wielu pomijane, lub dosłownie jedynie omijane w trakcie przejazdu pomiędzy dwoma turystycznymi gigantami Małopolski: Krakowem a Zakopanem. Przez stale rosnącą grupę jednak z roku na rok coraz bardziej doceniane i to nie tylko ze względu na walory przyrodnicze czy krajobrazowe, ale także nadzwyczajne historie. Chociaż w Gorcach wszystkie drogi prowadzą do… schroniska pod Turbaczem (nie tylko metaforycznie; Gorce są rozrogiem a ich punktem zwrotnikowym jest właśnie centralnie zlokalizowany, najwyższy ich szczyt – Turbacz), całe pasmo warte jest odkrycia. W jedną z mroźnych, acz całkiem pogodnych sobót stycznia obrałem więc nieoczywisty kierunek na wschód, ze śmiałym planem całodniowego szwendania się, którego – nomen omen – kulminacją miało być zdobycie szczytu o zaskakującej nazwie… Gorc (1228 m.). Plan zrealizowałem i na tyle mi się podobało, że postanowiłem szczegółami tej realizacji się z Wami podzielić. Zapraszam na relację z zimowej wyprawy we wschodnie Gorce, która jest też dobrym pretekstem, żeby opowiedzieć nieco więcej o tych bogatych w niezwykłe, często dramatyczne historie terenach.