72 kilometry szlaku turystycznego biegnącego po południowej stronie słowackich Tatr Zachodnich oraz Wysokich to kwintesencja tatrzańskiej przygody. Niepozorne polne drogi przeplatają się tu z wysokogórskimi przełęczami, ekskluzywne pięciogwiazdkowe hotele ze schroniskami z prawdziwego zdarzenia, a odludne tereny, gdzie łatwo o spotkanie z niedźwiedziem z najbardziej zatłoczonymi adresami w słowackich Tatrach. I choć 72 kilometry to tylko nieco mniej niż dystans między centralnymi punktami Krakowa i Katowic, co przywodzi na myśl długodystansowy szlak dla zaawansowanych piechurów – Magistralę Tatrzańską można po prostu pokonać jak ja, na raty, nigdzie się nie spiesząc. Zapraszam na relację.

2044 m. – najwyższy punkt Magistrali Tatrzańskiej

W górach nie jestem długodystansowcem. Nigdy do tej pory ze śpiworem i namiotem w plecaku nie podjąłem się przejścia kilkunastodniowej trasy za jednym zamachem, nie wspominając nawet o pokonaniu najdłuższego szlaku w Polsce – Głównego Szlaku Beskidzkiego. Paradoksalnie jednak, w moich dalszych planach i marzeniach jest przejście np. Via Alpiny, czas pokaże co z tego wyjdzie. Obecnie, długodystansowe szlaki pokonuję na raty, co też miało miejsce w przypadku Magistrali Tatrzańskiej. Na tym niespełna 72-kilometrowym szlaku pojawiałem się kilkukrotnie, właściwie we wszystkich porach roku, przechodząc jego odcinki w różnych kierunkach. Po kilku latach kolekcjonowania krótkich fragmentów Magistrali, początkiem listopada br. wyruszyłem na Słowację z jasnym celem – chcę skompletować wszystkie brakujące odcinki, by móc wreszcie powiedzieć: przeszedłem najdłuższy szlak w Tatrach. Mission accomplished!

-> ETAP 01. (Rozdroże pod Tokarnią – Podbańska)

Dzisiaj będzie długi wpis, bo jest i o czym opowiadać. Magistralę przejdziemy sobie razem z zachodu na wschód, zaczynając nieco na północ od liptowskiej wioski Jałowiec, tuż przy wylocie Doliny Jałowieckiej w słowackich Tatrach Zachodnich. Bez kozery można powiedzieć, że to tatrzańskie rogatki, okolica, do której Polacy przyjeżdżają rzadko, bo znajduje się po prostu relatywnie bardzo daleko od naszej granicy. Stąd można wyruszyć np. na położony na skraju Tatr Siwy Wierch, którego niektórzy geografowie wyłączają nawet z pasma Tatr Zachodnich (ja Siwy Wierch uwielbiam, był on bohaterem mojego pierwszego wpisu na tym blogu, zachęcam do przeczytania). Magistrala rozpoczyna się przy Rozdrożu pod Tokarnią i przez pierwsze ponad 22 kilometry nazywany jest „Drogą nad Łąkami”. Nazwa pasuje, bo ścieżka w całości biegnąca tu podnóżami Tatr Zachodnich prowadzi głównie skrajem łąk, pastwisk, pól uprawnych, czasem tylko wchodzi do lasu. Większość da się przejechać rowerem, niektóre kawałki są nawet asfaltowane, a poza sezonem ludzi tutaj właściwie nie ma.

Co pewien czas mijam kolejne wyloty dużych dolin Tatr Zachodnich: Żarskiej, Wąskiej, Bystrej. W miejscach tych natykam się na cywilizację pod postacią infrastruktury turystycznej, w tym na parkingi, hotele, jest nawet pole namiotowe, nie spodziewałem się jednak instalacji artystycznych! Przy wylocie Doliny Wąskiej spotykam bowiem drewnianą rzeźbę czterometrowego turysty (zdjęcie poniżej), opierającego się dziarsko o drzewo. To jeden z siedmiu drewnianych gigantów autorstwa słowackiego artysty Michała Hanuli z Rużomberka – warto sprawdzić jego dorobek, prowadzi on swoją stronę internetową. Na słowackich górskich szlakach często widuję małe, drewniane rzeźby przedstawiające np. grzyby czy zwierzęta, ta jednak, ze względu na swoje nietypowe rozmiary zrobiła na mnie największe wrażenie.

Z innych, wartych odnotowania na tym odcinku miejsc to położona na wysokości 1000 m. Chata Baraniec. Właściwie jest to osada (w skład której wchodzi schronisko, kilka domków i nieco infrastruktury turystycznej typu wiaty, miejsce na ognisko itp.), do której co prawda można dotrzeć autem, ale droga dojazdowa może być wymagająca, zwłaszcza zimą. Cały ośrodek rekreacyjny jawi się jako genialne miejsce na wakacyjny wypoczynek, coś czuję, że jeszcze tam kiedyś wrócę.

Droga nad Łąkami nie sprawia trudności poza jednym, niespełna 1,5-kilometrowym odcinkiem, przyklejonym do zbocza Gołego Wierchu (zdjęcie poniżej). Widoki stamtąd co prawda są rewelacyjne, ścieżka jednak sama w sobie jest bardzo wąska, wątpliwej jakości i do tego jest tam nieco dziko: tuż przy szlaku spotkałem sarnę, nad głową latał sporej wielkości ptak szponiasty, a za każdym drzewem oczami wyobraźni widziałem czyhające na mnie, wygłodniałe stado niedźwiedzi. Tutaj także zdobywamy najwyższy punkt pierwszego etapu Magistrali (1033 m.). Istnieje możliwość pokonania tego odcinka biegnącą równolegle ścieżką rowerową, położoną kilkadziesiąt metrów poniżej szlaku. Drugim, równie dzikim miejscem jest młodnik między Rozdrożem pod Bystrą a Podbańską. Tutaj rada na serio: warto zaznaczać tam swoją obecność np. głośniejszą rozmową, bo takie miejsca pełne krzaków malin i jagód to królestwo niedźwiedzia brunatnego, którego zaskoczyć na pewno nie chcemy.

Zbocza Gołego Wierchu – jedyny trudniejszy etap Drogi Nad Łąkami

-> ETAP 02. (Podbańska – Popradzki Staw)

Podobnie do poprzedniego etapu, druga część magistrali nie reprezentuje właściwie żadnych znacznych trudności technicznych. Na 20-kilometrowym odcinku przewyższenie jest tylko nieco większe, ścieżki są równie wygodne i niesprawiające problemów, choć pod koniec etapu mają już wyraźniejszy górski charakter. Zmienia się jednak zasadniczo klimat szlaku. Opuszczamy pasterskie łąki i śródleśne polany, by zasmakować nieco cywilizacji w położonym nad jeziorem eleganckim miasteczku. Później natomiast docieramy, w mojej ocenie, do jednego z najpiękniejszych wysokogórskich, tatrzańskich stawów, scenerii którego nie powstydziłaby się ani Szwajcaria, ani Austria. Ale wszystko po kolei.

Podbańska, w której zaczynamy drugi etap Magistrali to niemały kompleks turystyczny z wieloma hotelami, luksusowymi domkami na wynajem, kwaterami. Można stąd wyruszyć m.in. na Bystrą (najwyższy szczyt Tatr Zachodnich), Krywań (narodowa góra Słowaków), jest wiele tras rowerowych, wyciągów narciarskich, a dookoła lasy, górskie potoki, no i góry. Podbańska to też pierwsza, licząc od zachodniej strony, z piętnastu osad, składających się na miasto Vysoké Tatry. Osady (niektóre złożone z kilku domków, ale są też większe miasteczka) ciągną się wzdłuż Drogi Wolności, u podnóża Tatr Wysokich. Każda osada jest spójna, nie ma tak jak na Podhalu, że w każdym wolnym miejscu budowane są na rympał domki na wynajem. Moim zdaniem polska, północna strona Tatr to niestety jeden wielki chaos urbanistyczny i architektoniczny, natomiast słowacka, południowa, to przemyślany koncept butikowych osiedli pełnych eleganckich hoteli, których wygląd współgra z otoczeniem. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego kontrastu.

Krywań (2494 m.)

Z Podbańskiej ruszam na wschód, mijam Nadbańską (znaną też jako Stara Podbańska) i leśną ścieżką mozolnie zdobywam wysokość. Po wyjściu z lasu pojawia się on, znajdujący się na monetach, bohater wielu pieśni, poematów i opowiadań, narodowa góra naszych sąsiadów z południa i symbol ich dążeń narodowościowych: Krywań. Piękny i wyniosły to szczyt, trzeba przyznać, w jego cieniu przebiegać będzie znaczna część drugiego etapu Magistrali Tatrzańskiej. Ważniejszymi miejscami między Podbańską a Szczyrbskim Jeziorem są Trzy Źródła (lub Trzy Studnie/Studniczki; leśniczówka i kilka pensjonatów, parking i punkt wyjścia m.in. na Krywań) oraz Jamski Staw, nieduże jezioro, obecności którego w tym miejscu zupełnie się nie spodziewałem. To tutaj atakuje mnie grupa trzech kaczorów żebrzących o jedzenie, nad stawem przed wojną stało schronisko (spłonęło), po wojnie aż do lat 90-tych funkcjonowało obozowisko taternickie, a w niedawnej historii Jamski Staw był bohaterem skandalu – w 2021 roku pojawiła się oferta sprzedaży tego terenu z sugestią budowy np. parku wodnego. Ktoś chyba zapomniał, że to teren TANAPu, słowackiego odpowiednika Tatrzańskiego Parku Narodowego. Ofertę szybko zdjęto.

Jamski Staw (1447 m.)

Kilka kilometrów dalej dochodzę do Szczyrbskiego Jeziora, piątego największego pod względem powierzchni tatrzańskiego stawu. Jezioro leży nad miejscowością o tej samej nazwie, która jest wyjątkowo pod wieloma względami, wymienię tylko kilka. Marzy Ci się pięciogwiazdkowy hotel z widokiem na Tatry? Załatwione. Może chcesz dojechać do niego koleją? Elektriczka już na Ciebie czeka. Wyciągi krzesełkowe, trasy narciarskie? Od groma. Łatwy zimowy trekking na dwutysięcznik, albo na drugie najwyżej położone stałe jezioro w Tatrach? Tylko kilka kilometrów stąd. Wymyślne restauracje? Tak. Centrum spa i wellness? Nie jedno. Mimo wielu atrakcji, całość ma jednak charakter zwartego i dobrze funkcjonującego luksusowego miasteczka. Warto także wspomnieć, że Szczyrbskie Jezioro ma ciekawą historię (związaną przede wszystkim ze sportami zimowymi) oraz położone jest w bliskiej odległości od imponujących ścian i szczytów Tatr Wysokich. Każdemu kto jeszcze tam nie był polecam nadrobić braki. Z Zakopanego to tylko niecałe 74 km, nieco więcej niż długość bohatera dzisiejszego wpisu.

Słynny Hotel Patria nad Szczyrbskim Jeziorem (1346 m.)

A wracając do Magistrali – szlak obchodzi jezioro od wschodu, a następnie opuszcza miasteczko i wchodzi w teren leśny, zyskując w końcu również prawdziwie wysokogórski charakter. Wspinając się po wielkich głazach osiągamy Drygant (1499 m.), z którego to ruszamy dalej wąską i stromą, ale wygodną ścieżką przyklejoną do zboczy Skrajnej Baszty. Nyka w swoim przewodniku opisuje, że ten odcinek Magistrali stawiany był za „wzór rozwiązania szlaku górskiego”. Jest tutaj klimatycznie: mijamy ogromne skały, gołoborza, oryginalne lasy urwiskowe (limby, modrzewie), a widoki na Dolinę Mięguszowiecką i jej górne partie są po prostu zachwycające. Zimą szlak ten jest jednak zamknięty – lawiny zdarzają się bardzo często. Tutaj osiągamy najwyższy punkt drugiego etapu Magistrali (1550 m.). Za chwil kilka kolejne zachwyty – alpejskie kadry Popradzkiego Stawu.

-> ETAP 03. (Popradzki Staw – Siodełko Smokowieckie)

Rzućcie proszę okiem na baner znajdujący się w górnej części strony startowej mojego bloga, tuż pod nazwą. Piękny, zimowy, alpejski krajobraz z wypadu na narty do Austrii? Nic bardziej mylnego! To słowacki Popradzki Staw otoczony ścianą wysokich dwutysięczników, zamykających Dolinę Mięguszowiecką od wschodu. Nad Stawem byłem wiele razy, za każdym razem szczerze zachwycając się tym otoczeniem. Do Stawu prowadzi asfaltowa droga z parkingu i przystanku elektriczki, którą w warunkach bezśnieżnych spokojnie można pokonać np. wózkiem dziecięcym lub inwalidzkim. Z kolei znad Stawu prowadzi m.in. ten łatwiejszy z dwóch szlaków na Rysy, na którym można spotkać jeszcze tatrzańskich tragarzy, wnoszących kilkudziesięciokilogramowe ładunki do Chaty pod Rysami.

Alpejskie kadry nad Popradzkim Stawem

Magistrala obiega Popradzki Staw od północy i staje przed pierwszym poważnym górskim wyzwaniem – ponad 450-metrowym, żmudnym podejściem na Przełęcz pod Osterwą. Liczba zakosów, które trzeba pokonać, jest tak duża, że podczas liczenia kilkukrotnie traciłem rachubę. Zresztą, zyskując wysokość, każdy szybko porzuca rachunki na rzecz fotografii, bo z każdym zdobytym metrem otwierają się przepiękne widoki na sam Staw i jego otoczenie oraz na okoliczne szczyty, w tym na Koprowy Wierch, Rysy i Wysoką. Technicznie nie jest tutaj trudno, ale w kilku miejscach kamienie są dość luźne, odcinek ten jest bowiem szalenie popularny, a więc i chodnik mocno eksploatowany. Warto więc zachować czujność.

Popradzki Staw i Grań Baszt z podejścia na Przełęcz pod Osterwą

Widoki z podejścia m.in. na Wysoką (2559 m.)

Zrobiło się w końcu wysokogórsko, prawda? Przełęcz pod Osterwą to wspaniałe siodło oddzielające Tępą (2286 m.) i Osterwę (1984 m.). Na tę ostatnią nie prowadzi żaden znakowany szlak turystyczny, ale znajduje się dwie minuty od szlaku, grzechem byłoby nie wstąpić z wizytą: z Osterwy bowiem panorama jest jeszcze lepsza niż z samej przełęczy. Zastaje mnie tutaj lekki deszcz, więc specjalnie się nie rozsiadam, ale w bardziej sprzyjających warunkach atmosferycznych jest to dość popularne miejsce, idealne na górski piknik. Zresztą warto podkreślić, że od Popradzkiego Stawu, a nawet Szczyrbskiego Jeziora do końca Magistrali nie da się już narzekać na samotność na szlaku, zarówno w wysokim sezonie, jak i poza. Te wysokogórskie etapy są bardzo popularne prawie przez cały rok, kameralnie to było na Drodze nad Łąkami.

Przełęcz pod Osterwą (1966 m.) widziana z Osterwy

Za przełęczą dalej zdobywam wysokość, osiągając (według mapa-turystyczna.pl) najwyższy punkt całego szlaku – 2044 m. Punkt ten znajduje się na zboczu Tępej i nie wyróżnia się w żaden szczególny sposób, trzeba mieć aplikację z mapą i GPS-em pod ręką, żeby go nie przegapić. Dalsza wędrówka Doliną Stwolską jest raczej monotonna, choć widoki z prawej, na Kotlinę Liptowską są całkiem ciekawe. Na szczęście Magistrala Tatrzańska nie pozwala się długo nudzić, bo po kilku kilometrach marszu trafiam do kolejnego wyjątkowego miejsca: Batyżowieckiego Stawu. Wyjątkowość tkwi w najbliższym otoczeniu tego polodowcowego jeziora – kilka okolicznych szczytów przekracza tu magiczne 2500 m., a jednym z nich jest sam Król Tatr, najwyższy szczyt całych Karpat, Gerlach. Okolica Batyżowieckiego Stawu jest dla mnie najbardziej wysokogórskim widokiem spośród wszystkich na trasie Magistrali Tatrzańskiej, choć tafla stawu znajduje się „tylko” na 1884 metrach. Surowy i dziki, a zarazem piękny i majestatyczy widok.

Za Stawem przyjemny, choć znowu nieco nużący odcinek, biegnący bardzo wygodnym chodnikiem, złożonym z ogromnych głazów. Tracąc tutaj wysokość, dochodzę w końcu do Śląskiego Domu nad Wielickim Stawem. Nie są to dla mnie nowe miejsca, byłem tutaj kilkukrotnie, zresztą polecam bardzo gorąco szlak Doliną Wielicką na Polski Grzebień i Małą Wysoką. Architektura Śląskiego Domu jest przez wielu uważana jako – eufemistycznie mówiąc – kiepska. Kwestia gustu, choć uczciwie należy powiedzieć, że w słowackich Tatrach są o wiele ładniejsze schroniska/hotele górskie. Można tutaj dojechać autem, podładować pojazd elektryczny, wydać kilkaset euro za noc w apartamencie z widokiem. Można też dotrzeć tu pieszo i skorzystać z dużej sali wieloosobowej, w której i ja kiedyś robiłem sobie nocleg, przed nieudanym atakiem na Gerlach (ach ten śnieg początkiem lipca).

Podczas pokonywania Magistrali między Śląskim Domem a Siodełkiem Smokowieckim widać jak na dłoni efekty katastrofalnego w skutkach huraganu, który przeszedł tędy w 2004 roku. Veľká kalamita (czyli wielka katastrofa), jak określają ten huragan Słowacy, był najprawdopodobniej największą katastrofą naturalną w historii naszych sąsiadów. Prawie dokładnie 20 lat temu, 19 listopada 2004 roku wiatr dochodzący nawet do 230 km/h (!) zniszczył 20% wszystkich lasów w Tatrach (w Polsce i na Słowacji, ale tej drugiej dostało się dużo mocniej). Do dzisiaj, po południowej stronie Tatr Wysokich widać ogromne połacie przetrzebionych terenów, na których ostały się czasem pojedyncze drzewa. Chyba można mówić o cudzie, że zginęła wtedy tylko jedna osoba, bo skala zniszczeń, także tych infrastrukturalnych była wysoka.

Drzewostan z okolicy Rozdroża pod Sławkowskim Szczytem

Po ponad 16. kilometrach od Popradzkiego Stawu docieram do słowackiej Gubałówki. Mam tutaj na myśli oczywiście Siodełko Smokowieckie (słow. Hrebienok), szalenie popularny węzeł szlaków, do którego można dostać się ze Starego Smokowca kolejką, podobną do tej, która w Zakopanem wywozi turystów właśnie na Gubałówkę. Wiele razy owa kolejka ratowała mi życie, gdzie po całodniowych trekkingach w okolicy, czasem trudno było wykrzesać jeszcze siły na ok. 300 metrów przewyższenia w dół, by dostać się do miasta. Planując tripy, trzeba jednak pamiętać, że kolejka na Hrebienok funkcjonuje w wysokim sezonie jedynie do 19-stej, a poza sezonem znacznie krócej. Dokładne informacje do znalezienia na stronach internetowych.

-> ETAP 04. (Siodełko Smokowieckie – Wielki Biały Staw)

Ostatni, 13,4-kilometrowy odcinek szlaku to kontynuacja wysokogórskich przygód z poprzedniego etapu. Tutaj dzieje się najwięcej, opis tej części spokojnie mógłby stanowić materiał na osobny wpis na blogu. Przecinane po drodze szlaki wyprowadzają w najbardziej znane doliny słowackich Tatr Wysokich, w okolicy Siodełka Smokowieckiego jest kilka hoteli górskich i schronisk (polecam kilkuminutowe odbicie z Magistrali do Chaty Zamkowskiego na kufel złotego trunku), a także seria wspaniałych wodospadów. Ponad głowami cały czas góruje numer dwa w Tatrach, czyli Łomnica (2634 m.), na szczycie której znajduje się taras widokowy, kafejka, górna stacja kolei linowej, obserwatorium astronomiczne, a nawet pieruńsko drogi apartament do wynajęcia. Magistrala Tatrzańska przebiega zresztą przez Łomnicki Staw, przy którym znajdują się budynki kolei, umożliwiającej wjazd na szczyt. Przyjemność doświadczenia tak iście alpejskiej atrakcji jeszcze przede mną.

Zostawiając Łomnicki Staw za sobą zdobywam wysokość, wspinając się na Rakuski Przechód (2023 m.), najwyżej położone konkretne miejsce (a nie punkt, jak wcześniej) Magistrali Tatrzańskiej. Rakuski Przechód jest wysoką przełęczą, z której widoki – w mojej ocenie – są bardzo oryginalne: widać Zielony Staw Kieżmarski otoczony ścianą szczytów (m.in. dominujące z lewej Kieżmarskie szczyty czy Koperszadzka Grań z Jagnięcym Szczytem powyżej stawu) + właściwie całe Tatry Bielskie. Trudności tego odcinka Magistrali są już zauważalne, znaczna wysokość robi tu swoje. Bo choć szlak jest wygodny i przy słonecznej pogodzie nie stanowi problemu, przy załamaniu pogody należy bardzo uważać i najlepiej wrócić w stronę Łomnickiego Stawu. Z przełęczy warto pokusić się o pozaszlakowe wejście na bardzo łatwą Rakuską Czubę (2037 m.), jedyny dwutysięcznik w tak bliskim sąsiedztwie Magistrali Tatrzańskiej. Myślę, że nie grozi to specjalnie mandatem, o czym może świadczyć odważny tłum ludzi na wierzchołku ;-).

Z lewej szczyt Rakuskiej Czuby (2037 m.), z prawej widok ze szczytu na Dolinę Białych Stawów i Tatry Bielskie

Zielony Staw Kieżmarski i jego otoczenie – widok z Rakuskiej Czuby

Zejście (prawie 500 m. różnicy wysokości) z przełęczy do Zielonego Stawu Kieżmarskiego bywa miejscami technicznie niełatwe i ubezpieczone jest kilkoma łańcuchami (a dokładnie łańcuchy spotkamy pokonując 30-metrową skalną rynnę w Lendackim Żlebie, cieknie tam też często woda), które mogą być problemem dla początkujących górołazów. Przy śliskiej skale niefortunny wypadek może zakończyć się tutaj tragicznie. Piszę to dlatego, bo choć Magistrala uchodzi generalnie za łatwy szlak, co zresztą jest prawdą, ten odcinek trzeba uznać za trudny. Trudności pokonane? Chodźmy coś zjeść w Schronisku nad Zielonym Stawem.

Proponuję na przykład wyśmienite Parené buchty, czyli drożdżowe kluski gotowane na parze, nadziewane owocami i pływające w gęstym w sosie czekoladowym. Całość jest tak tłusta, że konsumpcja może grozić nagłym zawałem serca, ale umówmy się: takich smakołyków nie serwujemy sobie na co dzień. Do buchty dorzucam kufel Sarisa i wszystkie trudy ostatniego odcinka szlaku idą w zapomnienie. Zielony Staw Kieżmarski to jedno z piękniejszych tatrzańskich jezior, niektórzy porównują je nawet do Morskiego Oka. Bardzo lubię zabierać tu moich gości i przyjaciół, łatwy i widokowy żółty szlak Doliną Białej Wody Kieżmarskiej zakończony Zielonym Stawem potrafi rozkochać w sobie najbardziej opornych.

Szczyty od lewej: Kozia Turnia, Zadnia i Skrajna Rzeżuchowa Turnia

Najedzeni? Ze schroniska do Wielkiego Białego Stawu czeka nas łatwy, dwukilometrowy spacer, w sam raz by spalić nieco kalorii po kontakcie z buchtami. Graniczny punkt Magistrali, Wielki Biały Staw to największy z kilkunastu jezior w Dolinie Białych Stawów. Na szlaku, zbliżając się ku granicy między Tatrami Wysokimi a Bielskimi (którym poświęciłem cały wpis na blogu, zapraszam tutaj), mijam między innymi także nieduży Trójkątny Staw. Przy szlaku istnieje możliwość uzupełnić zapasy wody przy źródle Linda (ciekawe, czy nazwa pochodzi od aktora Pana Bogusława 😉 ?). Wielki Biały Staw nie wywiera na mnie szczególnie pozytywnego wrażenia, tym bardziej, że przez ostatnie ponad 70 kilometrów mijałem o wiele klas bardziej spektakularne jeziora. Radość przybycia do tego miejsca jest jednak duża, bo przecież ukończyłem właśnie najdłuższy szlak w Tatrach! Ale czy aby na pewno to koniec Magistrali?

Trójkątny staw (Stręgacznik)

-> ETAP 05. (Wielki Biały Staw – Szalony Przechód – wschodnia grań Tatr Bielskich – Tatrzańska Kotlina)

Kiedyś Magistrala Tatrzańska była dłuższym, o wiele bardziej efektownym szlakiem. Nie kończyła się bowiem na Wielkim Białym Stawie, tylko przekraczała granicę Tatr Wysokich i Bielskich i biegła przez Przełęcz pod Kopą w kierunku Szalonego Przechodu. Stamtąd szlak wspinał się na Szalony Wierch, a następnie pokonywał fenomenalną wschodnią grań Tatr Bielskich (tunele skalne, jaskinie, łańcuchy, a nawet zachowane niemieckie bunkry!). Dzisiaj zgodnie z prawem można dotrzeć jedynie do Szalonego Przechodu, a dalszy trekking jest nielegalny – wspomniany obszar Tatr Bielskich w 1978 roku został objęty ochroną ścisłą i trekking nawet z przewodnikiem jest tu zakazany. Zachęcam do eksploracji dawnego przedłużenia Magistrali Tatrzańskiej, korzystając z oficjalnych szlaków turystycznych i osobiście mam nadzieję, że może kiedyś nadejdzie moment, by równie legalnie pokonać graniówkę Tatr Bielskich.

Przełęcz Szalony Przechód i szczyt Szalony Wierch (2061 m.) z Szalonej Kazalnicy (1942 m.)

PODSUMOWANIE

Magistrala Tatrzańska jest szlakiem relatywnie łatwym (poza wspomnianym trudniejszym odcinkiem w Lendackim Żlebie), warto mieć jednak na względzie obiektywne trudności wynikające np. z tego, że trekking ma miejsce w Tatrach, a nie w niskich górach (większa zmienność pogody itp.). Tylko dwukrotnie przekraczana jest symboliczna wysokość dwóch tysięcy metrów, sumaryczna liczba metrów przewyższenia na całym szlaku to ok. 4 tys. wejścia i 3 tys. zejścia, co rozłożone na 3-4 dni nie powinno sprawić nikomu wysiłku. Na trasie co kilka kilometrów jest miejsce, gdzie można uzupełnić zapasy jedzenia i wody (sklepy, restauracje, schroniska), trudno też na Magistrali zgubić drogę.

Osobiście polecam każdemu przejście tego szlaku, szczególnie osobom zaczynającym swoją przygodę z Tatrami słowackimi. Moimi ulubionymi momentami Magistrali w części Tatr Wysokich są Popradzki Staw, Batyżowiecki Staw oraz odcinek Rakuski Przechód (i Czuba)-Zielony Staw Kieżmarski. Droga nad Łąkami, czyli część Magistrali poprowadzona zboczami Tatr Zachodnich jest już mniej napakowana atrakcjami, ale moim zdaniem również ma swój niepodrabiany klimat. Doceniam tam choćby osadę turystyczną Chatę Baraniec i rzeźby gigantów Michała Hanuli. Na pewno będę tam wracał, ale czy uda mi się kiedyś przejść Magistralę za jednym zamachem?

PS: Jeżeli podoba Ci się moja praca i chciał(a)byś wspomóc moje górskie odkrywania, zawsze możesz postawić mi wirtualną kawę! https://buycoffee.to/odkryjemygorynieznane Porządna dawka kofeiny to podstawa do eksplorowania górskich terenów ;-). Z góry dziękuję. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *