Astronomiczna i kalendarzowa jesień A.D. 2024 stała się faktem, dni są coraz krótsze, a pogoda bardziej kapryśna. Ale to jeszcze nie czas, żeby owijać się szczelnie kocem i z kubkiem herbaty w ręku wyczekiwać wiosny! Lepiej pójść na spacer i w tym celu chciałbym podrzucić Wam ciekawy pomysł na kilkugodzinny trekking niedaleko Krakowa: porośnięte lasem Pasmo Barnasiówki, które aż prosi się, żeby niespiesznie odkrywać je w jesienne popołudnie, choć ja sam byłem tutaj pewnego, całkiem niezwykłego, wiosennego dnia.

Dlaczego niezwykłego? Pomijając, że był to prima aprilis oraz drugi dzień Świąt Wielkiejnocy, tego dnia Europę, włączając w to południową Polskę, ogarnęła wszechobecność ciemność. I prawdopodobnie nie była to dziewiąta plaga egipska, choć ciemność faktycznie przyszła do nas z Afryki, a dokładnie znad Sahary. Bowiem ciepłe wiatry docierające z południa, poza powiewem wiosny przygnały też ogromne ilości pyłu, które w znaczny sposób ograniczały widoczność (zdjęcie powyżej). Na szczęście tego dnia cel mojej wędrówki nie był szczególnie widokowy – pasmo Barnasiówki jest prawie w całości zalesione. Ktoś mógłby więc zadać sobie pytanie: po kiego grzyba tracę czas na leśne pagórki pod Krakowem?


Pretekstem do odwiedzenia tych stron było zdobycie Barnasiówki (566 m.), najwyższego wzniesienia pasma o tej samej nazwie, będącego także najwyższym punktem Pogórza Wielickiego. Jednym z wielu moich różnych górskich projektów jest skompletowanie Korony Karpat Polskich, czyli wejście na najwyższe wzniesienia wszystkich 38 mezoregionów leżących w polskich Karpatach (góry + pogórza) i jednym z mezoregionów jest także Pogórze Wielickie z Barnasiówką właśnie. Niespełna 20-kilometrowy spacer rozpocząłem i zakończyłem w Myślenicach, niedużej miejscowości położonej 30 km na południe od Krakowa. Miasteczko niebrzydkie, przy okazji można wstąpić i pospacerować po dość obszernym, zabytkowym rynku. Z centralnego placu Myślenic wybiega też żółty szlak w stronę Barnasiówki, którym podążałem tego dnia.

Na sam grzbiet pasma trzeba kawałek wspiąć się miejscami bardzo stromą ścieżką: po opadach deszczu lub śniegu warto założyć więc nieco stabilniejsze buty aniżeli adidasy 😉 . Zresztą sporo błota pojawia się tam nawet w porze suchej – taki urok niskich gór. Po dotarciu już na płaski grzbiet, żeby znaleźć się na docelowym szczycie Barnasiówki (566 m.) trzeba nieco odbić w lewo z głównego szlaku, ale ścieżki są dobrze widoczne i jeden rzut oka na mapę w telefonie gdzie skręcić rozwiąże problem. Zastana na miejscu, przybita do drzewa tabliczka może wprowadzać nieco w błąd, bo Barnasiówka należy do Pogórza Wielickiego, a nie do Beskidu Myślenickiego. Zresztą ten ostatni, zgodnie z oficjalnymi podziałami geograficznymi nie istnieje, a jest jedynie wytworem lokalnej turystyki. Obszary górskie w okolicach Myślenic, które nazywane są Beskidem Myślenickim, de facto należą jednak do Beskidu Makowskiego, Wyspowego i Pogórza Wielickiego. Barnasiówka odhaczona, górka bez szału, lecimy dalej. Dokąd teraz?


Niecałe 4 km dalej znajduje się przeciekawe miejsce zwane „Diabelskim Kamieniem”, stanowiące pomnik przyrody. Lubię skałki, więc postanowiłem tam zawitać. Żeby do Kamienia dotrzeć trzeba opuścić grzbiet (biegnący dalej prosto do Sułkowic; tam nie dotarłem) i skręcić w prawo, podążając za żółtym szlakiem, który gubi wysokość schodząc znowu bardzo stromym zboczem (te stromizny przypominają mi północne zbocza niektórych wysp Beskidu Wyspowego). W środku najzwyklejszego iglastego lasu, jaki można znaleźć w całej Polsce, natrafiam na dwie imponujące formacje skalne (zdjęcia powyżej): kilkumetrową maczugę i wysoki na 5 oraz długi na 30 metrów mur, na który chyba trochę nielegalnie się wspinam, ale nie mogłem się powstrzymać 😉 . Gdybym był w Pienińskim Pasie Skałkowym obecność takich skał nie zrobiłaby na mnie żadnego wrażenia, ale koło Myślenic? Super sprawa! Z Diabelskim Kamieniem wiąże się ciekawa legenda opisana na tablicy informacyjnej, nie będę jej jednak tutaj zdradzał.
Wracam tą samą trasą, ciesząc się oznakami wczesnej wiosny oraz wysoką temperaturą – 20 stopni Celsjusza to także efekt, obok silnego zapylenia, ciepłych wiatrów znad Sahary. Przeradzają się one późnym popołudniem niestety w porywiste wichury, które na Podhalu zabijają pięć osób: dwie w Zakopanem i trzy w Rabce-Zdroju. Dla mnie dzień jednak był bardzo udany: niewymagający spacer w wiosennym lesie oraz kolejny szczyt do Korony Karpat Polskich zaliczony!
PS: Jeżeli podoba Ci się moja praca i chciał(a)byś wspomóc moje górskie odkrywania, zawsze możesz postawić mi wirtualną kawę! https://buycoffee.to/odkryjemygorynieznane Porządna dawka kofeiny to podstawa do eksplorowania górskich terenów ;-). Z góry dziękuję. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
