Wciśnięta pomiędzy majestatyczne Tatry a dziarskie Pieniny, i jednocześnie sama niewysoka, zapewnia bajeczne widoki na okoliczne pasma. Jest łatwo dostępna, przyzwoicie oznakowana, z kilkoma popularnymi atrakcjami turystycznymi (z najpopularniejszą Bachledką – słynną ścieżką w koronie drzew) i wyciągami narciarskimi, ale miejscami całkowicie też kameralna, dająca możliwość prawdziwego obcowania z dziką naturą (niedźwiedzie często spotykane). Magura Spiska, bo o niej dzisiaj będzie mowa, mimo jednak tak wielu zalet, jest z dużą dozą pewności jednym z mniej popularnych słowackich pasm górskich wśród polskich turystów. Góry nieznane. Idealne więc do odkrywania. Zapraszam na krótką relację z kilkugodzinnego spaceru po słowackiej Magurze Spiskiej.

Magura Spiska z lotu ptaka.
Łagodne zbocza pokryte lasami to częsta charakterystyka mało wybitnych wzniesień Magury Spiskiej.

Napisałem we wstępie „słowackiej Magurze Spiskiej”, bo zgodnie z polską, najnowszą regionalizacją z 2018 roku (https://www.geographiapolonica.pl/article/item/11299.html), kilka wiosek polskiego Spisza także jest wliczana do tego regionu. Poniżej przedstawiam mapę z zaznaczonymi granicami Magury Spiskiej, obejmującymi wspomniane wioski w północno-zachodniej jej części. Z geograficznego punktu widzenia polska część Magury Spiskiej to region znany bardziej jako Zamagurze (znajdujący się więc „za Magurą”), ale jak już kiedyś wspominałem, geograficzny opis historycznego polskiego Spisza jest niejednoznaczny, a i bywa nawet kontrowersyjny. Dla porządku zostaję przy oficjalnym podziale geograficznym z 2018 roku, jednak i tak nie ma to większego znaczenia, bo trasa opisywanego tutaj trekkingu biegła głównym grzbietem pasma, znajdującym się na Słowacji.

Magura Spiska - mapa regionu
Na czerwono granice całego regionu, na niebiesko najwyższy szczyt Magury Spiskiej – Rzepisko.
(Źródło: https://mapa-turystyczna.pl, © autorzy OpenStreetMap)

Zdziar czy też Ździar (słow. Ždiar) to chyba główny, chociaż zdecydowanie nie centralnie położony ośrodek turystyczny regionu. Całkiem ładna wioska, zlokalizowana na trasie trawersującej Tatry, prowadzącej w stronę przejścia granicznego w Jurgowie lub w Łysej Polanie. Miejscowość, którą z góry po raz pierwszy podziwiałem w 2021 roku, schodząc z Szerokiej Przełęczy Bielskiej (znajdującej się w Tatrach Bielskich, które z powodu wyjątkowości z pewnością będę odkrywać jeszcze w przyszłości) w stronę Strednicy. W Ździarze właśnie, w centralnej jego części rozpoczynam swoją wędrówkę czerwonym szlakiem prowadzącym na główny grzbiet Magury Spiskiej. Przez cały czas ścieżka jest jednostajnie nachylona, ale niecałe 300 metrów przewyższenia trasy (na grzbiet) o długości 2,5 kilometra powoduje, że ma ona charakter bardziej spacerowy niż wysokogórski. Po minięciu niewybitnego Filipskiego Wierchu (1017 m.), z którego widoki na okolice zaczynają się robić coraz ciekawsze, szlak powoli wchodzi w las, który towarzyszy mi do rozejścia szlaków pod Magurką (1173 m.).

Sam grzbiet jest bardzo szeroki i w warunkach zimowych stanowi trasę dla narciarzy biegowych, ale i dla zagubionego piechura znajdzie się tutaj miejsce. Obieram niebieski szlak na zachód i przez kolejne trzy kilometry spokojnej wędrówki delektuje się widokami na Tatry Bielskie (na lewo) oraz Gorce, Pieniny i Beskidy (na prawo). Obserwacje są możliwe, bo gdzieniegdzie gęsty las miesza się z pustymi przestrzeniami, na których można zaobserwować kikuty drzew. To efekt huraganu z 2004 roku nazywanego przez Słowaków „wielką katastrofą”, który nawiedził Tatry (głównie słowacką ich część; jego efekty są świetnie widoczne przede wszystkim z miejscowości Wysokie Tatry, która sama też została dotkliwie poszkodowana), ale „musnął” także chociażby właśnie Magurę Spiską. Dobrze widać spowodowane huraganem przerzedzenia leśne na poniższych zdjęciach z lotu ptaka:

Po drodze mijam górną stację wyciągu narciarskiego, entuzjastów zimowych szaleństw na jednej lub dwóch deskach nie brakuje. Po chwili dochodzę do przecięcia szlaku pieszego z jezdnią, będącą częścią słynnego, ponad 250-cio kilometrowego, rowerowego szlaku wokół Tatr, tworzącego zamkniętą pętlę; tutaj odcinek ze Ździaru do Osturni. Kilka metrów od tegoż przecięcia znajduje się chyba najwyższy punkt całej pętli – podjazd do tego miejsca musi być męką, acz długi zjazd do przepięknej spiskiej wioski Osturni zdecydowanie wynagradza trudy. Muszę kiedyś spróbować. Tymczasem kontynuuję spacer w kierunku północno-zachodnim w stronę Przysłopu (1214 m.) i Rzepiska (1259 m.). Ten ostatni to najwyższy szczyt całej Magury Spiskiej, będący moim głównym celem trekkingu, całkiem wybitny, przedzielony od Przysłopu wyraźną przełęczą. Moja trasa jest świetnie wydeptana i wyjeżdżona, nie prowadzi nią jednak żaden szlak turystyczny. Muszę być ostrożny, bo równolegle do ścieżki biegnie granica słowackiej części Tatrzańskiego Parku Narodowego (TANAP-u), po którym według prawa poza szlakiem chodzić mi nie wolno. Omijam więc prowadzącą już TANAP-em śródleśną ścieżkę na szczyt Przysłopu, trzymając się wydeptanej ścieżki trawersującej szczyt, która de facto jest ciekawszą opcją, z widokami na dolinkę, do której zjeżdża się wspomnianą trasą rowerową. Duże ilości śniegu, brak ludzi, wymarzona, słoneczna pogoda, a co najważniejsze bliskość górskich (bielskich) olbrzymów, to składniki na wymarzony trekking, nawet w tak niskich górach. Bajka. Kopuła szczytowa Rzepiska jest całkowicie zalesiona, na szczycie tabliczka z nazwą wierzchołka. Wracam kawałek tą samą trasą, a przed górną stacją wyciągu skręcam i zielonym szlakiem schodzę do Strednicy, gdzie kończę trekking.

Od wielu lat chciałem tutaj dotrzeć, zawsze jednak były ciekawsze szczyty do zdobycia, czy szlaki do przejścia. Bo umówmy się – Słowacja dla górskiego entuzjasty jest jak wypasiony plac zabaw dla kilkulatka, jednak Magura Spiska nie jest najciekawszą ze wszystkich dostępnych na nim zjeżdżalni. Często jednak nie chcąc stać w długich kolejkach do tych najciekawszych, można zdecydować się zjechać mniej obleganą, która i tak dostarczy dużo radości. Magura Spiska to dobry pomysł na niedzielny poobiedni spacer, albo na wycieczkę z dziećmi. Brak trudności, piękne widoki, kontakt z przyrodą. No i tego niedźwiedzia można spotkać, mi mignął tylko lis, ale może następnym razem uda się z niedźwiedziem, kto wie? 😉

Dziękuję Wam za uwagę, do następnego, pozdrawiam Was bardzo serdecznie – Grzesiek z blogu „Odkryjemy Góry Nieznane”.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *