Chociaż nazwa >Pieniny< elektryzuje chyba każdego polskiego turystę, słowacką część pasma ów statystyczny turysta obserwuje najczęściej jedynie w trakcie spływu Dunajcem. Nie czuję się jednak wcale lepszy od statystycznego turysty, bo trafiłem tutaj dość przypadkowo – losowo wybierając ten szlak podczas planowania długiego, wiosennego trekkingu, gdzie głównym celem miał być najwyższy szczyt wschodniej części Magury Spiskiej – Wietrzny Wierch (1111 m. n.p.m.). Ponad 25-kilometrowa, całodniowa wycieczka po dwóch słowackich pasmach górskich, bez korzystania z samochodu, a jedynie z publicznego transportu zbiorowego (w tym lokalnego pociągu na Słowacji), z plecakiem, bez większych planów i szczegółowego przygotowania co do atrakcji po drodze – to mój ulubiony sposób odkrywania niskich gór! Zapraszam na krótkie podsumowanie tego tripa.

Widok z Przełęczy pod Klasztorną Górą w słowackich Pieninach.

Niedziela, 07:00 rano, lokalny busik z Nowego Targu do Sromowiec Niżnych, chyba jedyny tego dnia, a na pewno jedyny w godzinach porannych. Majowy, ciepły poranek wita mnie słabą widocznością, Jezioro Czorsztyńskie i Zbiornik Sromowski spowite gęstą mgłą, sytuacja nie poprawia się w miejscu startu wycieczki. Nie sprawia mi to jednak większego problemu, nie spodziewam się bowiem punktów widokowych z szerokimi panorami podczas pierwszych kilometrów. Choć zaczynam podróż w Polsce, po przekroczeniu kładki pieszo-rowerowej, znajduję się już na słowackiej ziemi, którą będę opuszczać dopiero w godzinach wieczornych, całość traktuję więc jako odkrywanie gór na Słowacji. Drewniana kładka nad Dunajcem automatycznie przykuwa wzrok i interesuje swoją formą, z Wikipedii dowiaduje się później, że jest wyjątkowa na skalę europejską, a nawet światową – kto by się spodziewał rekordów architektonicznych w turystycznej, ale jednak niedużej miejscowości na południu Polski?

Kładka nad Dunajcem, Sromowce Niżne

Słowacja zaskakuje mnie już na starcie, położoną prawie tuż przy brzegu rzeki atrakcją turystyczną, mianowicie zespołem klasztornym, którego początki sięgają pierwszej połowy 14-stego wieku. Warto tu zajrzeć, bo legendy i historie o rozpustnych mnichach, napadach Husyckich, czy bracie Cyprianie latającym po okolicy na własnoręcznie wykonanej lotni potrafią rozpalić wyobraźnię i to tylko tych najmłodszych. Tutaj zaczyna się słowacki spływ Dunajcem, a dla miłośników trochę wolniejszego przemierzania okolicy także rewelacyjny szlak pieszy i rowerowy poprowadzony wzdłuż rzeki (11-sto kilometrowa trasa Przełomem Pienińskim z Czerwonego Klasztoru do Szczawnicy). Ja jednak kieruję się na południe i pokonuję kilkaset metrów wzdłuż mało uczęszczanej tego dnia drogi, którą biegnie też szlak turystyczny. Jezdnia znajduje się w samym środku Doliny św. Antoniego, oddzielającej Pieniny od Magury Spiskiej. W pewnym momencie niezdecydowany co do wyboru pasma górskiego szlak w końcu podejmuje decyzję i odbija w lewo – witam słowackie Pieniny!

Szlak poprowadzony zboczem Klasztornej Góry jest całkiem przyjemny, po niespełna 30-stu minutach osiągam widokową polanę, na której położona jest Przełęcz pod Klasztorną Górą, z drewnianą wiatą, ławkami i drogowskazem. Krótki postój i dalszy hike szlakiem czerwonym. Mgła powoli ustępuje, pojawiają się ładne widoki na Magurę Spiską i Tatry, ale już chwilę później szlak wchodzi w las, w którym pozostanie przez ponad kolejne 4 km. Pamiętam, jak początkowo trasa mnie trochę nudziła, bo choć obserwowanie przyrody budzącej się do życia warte jest każdych pieniędzy, to śródleśne odcinki szlaków turystycznych zazwyczaj nie różnią się od siebie i po chwili zaczynają nużyć. Przy ścieżce zaczynają jednak pojawiać się coraz częściej różnej wielkości głazy, skałki a potem już całe bloki skalne, uatrakcyjniając tę pozornie nudną leśną scenerię. W końcu jestem w Pieninach, będących najwybitniejszą i najważniejszą częścią Pienińskiego Pasa Skałkowego, który na tym obszarze oddziela Karpaty Zewnętrzne (tam gdzie królują Beskidy) od Centralnych (Tatry!). Pieniński Pas Skałkowy poza pasmem Pienin to także przeciekawe skalne ostańce i wzniesienia na Podhalu; wartym odkrycia jest np. zalesiony Ranisberg w Szaflarach (z ogromnym Krzyżem upamiętniającym 500-lecie wygranej pod Grunwaldem), Obłazowa Skała i Kramnica nad Białką w okolicach Nowej Białej (gratka dla fanów archeologii), a także maczuga skalna o nazwie Gęśle niedaleko Dursztyna, żywcem wyjęta z Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Płaśnie (889 m.), przez które przebiega moja dzisiejsza trasa to najwyższy szczyt Pienin, który można zdobyć szlakiem turystycznym i który w całości położony jest na terenie Słowacji. Mimo „rekordu wysokości” z perspektywy szlaku nie wyróżnia się on niczym specjalnym, dookoła dość rzadki, ale uniemożliwiający szersze widoki las. Jednak poza szlakiem, na południowych zboczach Płaśni znajdują się słynne Haligowskie Skały, objęte rezerwatem przyrody (wapienne twory skalne o fantazyjnych kształtach, w tym liczne jaskinie) ale tego dnia nie będzie mi dane je podziwiać. Czerwony szlak obniża się do rozejścia szlaków pod Płaśniami (zielony szlak do miejscowości Haligovce, z którego można podziwiać wspomniane wyżej formacje skalne), a następnie wspina się na Aksamitkę (841 m.; dużo skałek przy szlaku) i w końcu wychodzi na polanę pełną widoków.

Na północnym wschodzie główny grzbiet Małych Pienin, na zachodzie wybijają się Trzy Korony, na południu na wyciągnięcie ręki Magura Spiska, a za nią pokryte śniegiem Tatry Bielskie. Szlak obniża się do niesamowicie popularnej Przełęczy pod Tokarnią, stanowiącej punkt widokowy z bogatą infrastrukturą – parking, ławki, stoły, nawet jakaś gastronomia, ale chyba działająca tylko w sezonie. Jest tu także bardzo instagramowa huśtawka z widokiem na Tatry i ciekawym hasłem (czy hasło jest prawdziwe – oceńcie sami). Piękne miejsce warte polecenia. Robię tu krótką przerwę, a następnie szlakiem biegnącym przez pola schodzę do miejscowości Wielki Lipnik, żegnając się tego dnia z Pieninami. Dzień dobry Maguro Spiska!

Magurę Spiską, głównie jej zachodnią część, odkrywałem już od kilku miesięcy, po drodze urodził się pomysł, żeby nagrać o niej film na mój kanał YouTube. (Film opublikowałem początkiem czerwca br. – zainteresowanych serdecznie zapraszam do oglądnięcia: https://youtu.be/8TaZwCwGnXo). Postanowiłem też zorganizować wypad do wschodniej części pasma, wiedziałem bowiem, że jest tam przynajmniej jedna atrakcja, którą koniecznie chcę sfilmować (będzie o niej później). W tej części Magury miano najwyższego szczytu dzierży Wietrzny Wierch, żal byłoby będąc w okolicy na niego się nie wdrapać. Górka jest lokalnie całkiem popularna, czego może dowodzić zawrotna (jak na tak niskie pasmo górskie) liczba znakowanych szlaków turystycznych na nią prowadzących – widać to na mapce na końcu postu. Ja kontynuowałem podróż czerwonym szlakiem, który po opuszczeniu Pienin sam w sobie przestał być interesujący. Odcinki leśne są tu poprowadzone szerokimi ścieżkami, umożliwiającymi przejazd ciężkich maszyn, np. zwożących wycinane tutaj drzewa. W porównaniu do wcześniejszego, chronionego przepisami Parku Narodowego, las w okolicy Wietrznego Wierchu w wielu miejscach przerzedzony (eksploatacja + skutki huraganu z 2004 roku), w przeważającej części iglasty, niekoniecznie ciekawy. Z ciekawszych miejsc na szlaku chyba tylko jedna polana „Za Kvasnikom”, a całkiem niezłe widoki zapewnia dopiero szczyt. Na płaskim i dość obszernym wierzchołku kilka ławek oraz słynny, drewniany niedźwiadek trzymający słowacką flagę (która czasy świetności ma już dawno za sobą). Rekompensujące nudne podejście lasem ładne widoki, w których dominują oczywiście Tatry, ale i zaznaczają się pagórkowate Pieniny, a na dalszym planie plejada niskich, głównie polskich pasm górskich.

W trakcie zejścia, tuż pod szczytem odkrywam prywatną kwaterę „u Borsuka”, gdzie robię sobie przerwę i fotografuję okolicę z lotu drona. Podczas dalszej wędrówki tracę wysokość, poruszając się głównie śródleśnymi ścieżkami, im niżej tym pojawiają się polany, na jednej z nich wyciąg orczykowy. Mimo nudnej ścieżki, z każdym metrem w dół emocje rosną, bo zbliżam się do niesamowitej miejscowości uzdrowiskowej o nazwie „Drużbaki Wyżne”. Powodów, żeby odwiedzić to miejsce jest wiele. Chociażby historia – polska historia, bo związana z najważniejszymi polskimi rodami szlacheckimi – Lubomirskich i Zamoyskich. Ci pierwsi, w 15. wieku, wykorzystując lecznicze właściwości tutejszych wód mineralnych, zbudowali od podstaw uzdrowisko, którego ogromna popularność i prestiż utrzymywały się do zaborów. Ci drudzy, najpierw pod koniec wieku 19. nabyli prawa własności do miejscowości, a na początku 20. wieku gruntownie zrewitalizowali istniejące budynki oraz wybudowali inne, w tym wille dla bogatej klienteli, nadając na nowo blask uzdrowisku. Innym powodem jest słynne trawertynowe jezioro (zdjęcie poniżej), zasilane ciepłą wodą o temperaturze ok. 23 stopni C i silnym zmineralizowaniu, co sprawia, że nie zamarza zimą. Wyglądające jak krater po uderzeniu meteorytu, trawertynowe jezioro o tak dużej średnicy (ponad 20 metrów!) to ewenement na skalę całego kraju, jak i tej części Europy. Uwielbiam takie odkrycia!

Drużbaki Wyżne to nie koniec mojej podróży – czekają mnie kolejne 4,5 km trekkingu już spacerowym terenem do Drużbaków Niżnych, gdzie łapię pociąg do Popradu. Linia biegnie dnem malowniczej Kotliny Podtatrzańskiej, otoczonej Górami Lewockimi z jednej, a Magurą Spiską i Tatrami z drugiej strony. W Popradzie biegnę na autobus w kierunku Krakowa (miałem kilka minut przesiadki, ale zdążyłem!), którym wracam do Polski. W taki oto trochę „studencki” sposób eksploruję szlaki i miejsca, które nie istnieją w świadomości statystycznego, polskiego turysty, a które mają na prawdę wiele do zaoferowania. W słowackiej części Pienin spotkałem zaledwie kilka osób (nie liczę tłumu na Przełęczy pod Tokarnią), miejscowość Wielki Lipnik także sprawiała wrażenie dość izolowanej i mało turystycznej, a przecież graniczy z Parkiem Narodowym. Do wad trzeba zaliczyć na pewno „niskość” gór, najlepsze widoki tylko na Wietrznym Wierchu i Przełęczy pod Tokarnią – reszta trasy to przede wszystkim raczej nużące odcinki leśne i polne. Mam jednak ogólne wspomnienie, że to całodniowe szwendanie się sprawiło mi dużo frajdy, całość oceniam więc na 7/10. Bardzo polecam, najbardziej okolice Drużbaków Wyżnych.

Mapa z zaznaczoną trasą trekkingu (źródło: http://mapa-turystyczna.pl)

Możesz również cieszyć się:

1 komentarz

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *