Najwyższa tatrzańska przełęcz, przez którą przebiega znakowany szlak turystyczny (2376 m.) – bo zwykle tak Lodowa Przełęcz jest reklamowana – warta jest podjęcia każdego wysiłku, ale nie tylko dla samego rekordu wysokości. Lista powodów do jej odwiedzenia jest długa: całoroczne, najwyżej położone w Tatrach schronisko, do dziś niewyjaśniona i rozpalająca wyobraźnię kryminalna historia, która miała miejsce pod przełęczą, czy zniewalające alpejskie widoki bez konieczności całonocnej jazdy do Austrii lub Szwajcarii. Dla mnie także, ważnym powodem była możliwość przejścia przytłaczająco wielkiej i mało turystycznej, walnej Doliny Jaworowej, którą odwiedziłem po raz pierwszy. Zapraszam do wspólnego odkrywania najpiękniejszych zakątków Tatr Wysokich!

Lodowy Stawek (2157 m.) i widok na Pośrednią Grań

Na wypad na Lodową Przełęcz (słow. Sedielko) decyduję się dopiero w drugiej połowie sierpnia, żeby być stuprocentowo pewnym, że nie zaskoczy mnie niebezpieczny płat śniegu po południowej stronie przełęczy, utrzymujący się przez 9-10 miesięcy w roku. Śniegu nie było, ale zejście to i tak nie należało do najprzyjemniejszych – na 2200 metrach natknąłem się na luźne łańcuchy i zniszczone, pełne wystających gwoździ drewniane elementy szlaku, na pewno nieułatwiające schodzenia. Ścieżka w dużo lepszym stanie znajduje się od strony Doliny Jaworowej (brak tam też trudności), z której na Przełęcz się dostałem, ale szlak przez nią prowadzący nie należy do grona najpopularniejszych tatrzańskich ścieżek…

Dlaczego? Bo jest zbyt długi i nudny. Nie będę silił się na oryginalność – szlak z Łysej Polany na Lodową Przełęcz przez Dolinę Jaworową nie skradł mojego serca, w przeciwieństwie do trasy z Łysej Polany na Rohatkę, o bardzo zbliżonych parametrach (ok. 14 km długości + ok. 1470 m. przewyższenia). Miesiąc wcześniej zdobywając tę, także wysoko położoną tatrzańską przełęcz, wręcz zauroczyłem się Doliną Białej Wody (zapraszam na post z tego wypadu: https://odkryjemygorynieznane.pl/gory-europa/rohatka/) i byłem przekonany, że podobne uczucia wzbudzi we mnie Dolina Jaworowa. Niestety – nie wzbudziła.

Początkowy etap jest nawet ciekawy: po opuszczeniu Jaworzyny Tatrzańskiej spacerowa ścieżka prowadzi drogą asfaltową, tuż obok wartkiego strumienia, a (bardzo) daleko w tle piękna sylwetka Lodowego Szczytu. W miejscu gdzie oddziela się szlak prowadzący do Doliny Zadnich Koperszadów, świetne widoki na szczyty Tatr Bielskich, w tym zjawiskowy Murań. Tutaj drogowskaz wskazuje aż cztery i pół godziny na Przełęcz. Przez ponad połowę dalszej drogi nie dzieje się nic wartego nadmienienia – podniszczony las nie zachwyca, infrastruktury turystycznej prawie brak, widoki nieciekawe. Na podobnym etapie w Dolinie Białej Wody atrakcji było już co niemiara. Ma się to nieco zmienić dopiero w okolicach 1500 m. (po 10 kilometrach nudy), gdy szlak zbliży się do słynnego Jaworowego Muru (długa na dwa kilometry i wysoka na 400-500 metrów pionowa ściana dwutysięczników) – w końcu przypominam sobie, że jestem w Tatrach Wysokich! Tutaj zaczyna się też zdobywanie wysokości, spotykam spory kierdel kozic, okolica staję się surowsza.

Surowość tej okolicy, jak i drugiej strony Przełęczy, a do tego fatalne warunki atmosferyczne mogły przyczynić się do zagadkowej śmierci trzech mężczyzn sprzed ponad 100 lat. Zagadkowej, bo w okolicach Żabiego Stawu Jaworowego umiera młody, zawodowy taternik, 12-letni chłopiec i mężczyzna w sile wieku, warszawski prokurator, wszyscy właściwie naraz, a jako jedyna przeżywa żona prokuratora, matka chłopca, która zostaje przy ciałach swoich bliskich kilkadziesiąt kolejnych godzin, zanim podejmie próbę wezwania pomocy. Mężczyźni tracą siły już wcześniej, cała wycieczka od Chaty Téryego przez Lodową Przełęcz bardzo się wydłuża, mimo początku sierpnia, pada śnieg, warunki są trudne. Waleria Kasznica, bo tak nazywała się kobieta, częstuje współtowarzyszy koniakiem (w celu „dodania im sił”), sama jednak nie pije i jako jedyna wychodzi z opresji bez szwanku. Tragedia elektryzuje całą II RP, a teorie spiskowe, jak i też wątpliwości i pytania, mnożą się w zawrotnym tempie – czy to Waleria zabiła swoją rodzinę podając im koniak? Czy koniak został podrzucony przez wrogów prokuratora? Inne teorie mówiły o trąbie powietrznej lub… wytworzonej próżni, która miała udusić mężczyzn. Późniejsze badania wykluczyły otrucie, i wskazywały, że przyczyną śmierci mogły być poważne problemy zdrowotne u wszystkich mężczyzn, które ujawniły się w trudnych, górskich warunkach i wpłynęły na wywołanie tragicznej w skutkach choroby wysokościowej (niektórzy mimo sporych wysokości nie zapadają na nią w ogóle, inni mają objawy już na dwóch tysiącach metrów). Polecam podcast TPN-u „Z miłości do gór”, w którym Bartek Solik w kilku odcinkach bardzo profesjonalnie pochyla się nad tą tragedią, prowadząc wywiady m.in. z ekspertami z zakresu toksykologii i patologii. Link do podcastu: https://tatrzanskiparknarodowy.podbean.com/. Nawet dziś historia ta budzi niemałe emocje i rozpala wyobraźnię wielu, w tym przede wszystkim turystów przemierzających Dolinę Jaworową…

Żabi Staw Jaworowy (1886 m.) – miejsce tragedii rodziny Kaszniców

Mozolne podejście tuż pod Przełęczą poprowadzone jest w nieoryginalnym, ale ładnym, wysokogórskim terenie, jest dość mgliście. Po osiągnięciu celu, widoczność się poprawia, a zastane na przełęczy widoki powodują, że zbieranie szczęki z podłogi zajmuje mi dłuższą część postoju. W każdym kierunku, po horyzont rozpościera się morze chmur, z którego to wyłaniają się ostre, granitowe wyspy. Jeżeli narzekałem na przejście mało ciekawą Doliną Jaworową, Lodowa Przełęcz zrekompensowała mi w stu procentach wcześniejszy zawód. W porównaniu do wspomnianej na początku postu Rohatki, gdzie w ogóle nie było przestrzeni na zatrzymanie się, tutaj miejsca jest aż nadto, a turyści rozsiadają się głównie po północnej stronie, na łagodnym zboczu Lodowej Kopy (Malý Ľadový štít). Z tegoż to wierzchołka, łatwo z przełęczy osiągalnego, schodzi sporo taterników, a może i pozaszlakowych turystów. Chociaż zdawałoby się, że na wysokości ponad 2300 m. nie ma zbyt wiele życia, pomiędzy ogromnymi głazami znajduję dziarsko kwitnącą skalnicę mchowatą (Saxifraga bryoides L.). Jest pięknie.

Widoki na zejściu równie alpejskie jak te, po północnej stronie przełęczy. Chmury, które przewalały się przez okolicę początkowo szczelnie wypełniają Dolinkę Lodową, później wycofują się na południe, udramatyczniając okolice Pośredniej Grani. Trochę ponad 200 metrów pod przełęczą teren niewielkiej dolinki dumnie okupuje Lodowy Stawek, najwyżej położone, stałe jezioro w Tatrach (słowackie dane przyjmują średnią wysokość tafli jeziora na 2192 m.). W ciągle mglistej scenerii dochodzę do rozstaju dróg, gdzie można udać się na zachód w kierunku kolejnej – niemniej sławnej od Lodowej – przełęczy, czyli Czerwonej Ławki. Sławnej, bo szlak na nią prowadzący reklamowany jest jako najtrudniejszy w Tatrach słowackich. Żelastwa, ułatwiającego pokonanie pionowych lub trudniejszych odcinków szlaku jest tam co niemiara, ale przejście trasy jeszcze przede mną, więc wstrzymam się z oceną jej trudności. Jako ciekawostkę mogę przytoczyć, że równolegle do szlaku biegnie jedyna do tej pory via ferrata w Tatrach Wysokich. 400-metrowa trasa, oddana w 2021 roku jest jednokierunkowa i określona jako łatwa (A/B). Jako fan żelaznych dróg muszę się tam wybrać z lonżą i kaskiem, ale to już w przyszłym sezonie letnim. Inna via ferrata w Tatrach z znajduje się w okolicy Jaksini Bielańskiej, w słowackiej miejscowości Kotlina Tatrzańska.

Kontynuuję podróż zielonym szlakiem, biegnącym w kierunku Chaty Téryego. Trasa początkowo trawersuje Pięciostawiańską Kopę a następnie ostro schodzi do Doliny Pięciu Stawów Spiskich (po drodze sztuczne ułatwienia, ale w nietrudnym terenie). Dolina jest wysokogórskim piętrem Doliny Małej Zimnej Wody, jednym z jej tarasów, na którym znajduje się pięć (sezonowo nawet i więcej) wysokogórskich jezior w niesamowitej scenerii. Po jej wschodniej stronie góruje drugi i czwarty najwyższy szczyt Tatr (Łomnica i Durny Szczyt), na zachodzie Pośrednia Grań, a od północy Dolinę zamyka główna grań Tatr z trzecim najwyższym szczytem całego pasma – Lodowym Szczytem. Śmietanka tatrzańskich olbrzymów tworząca zjawiskowe alpejskie kadry! Nie lubię patosu, ale okolica jest wręcz urzekająca, a zarazem nie tak trudna do osiągnięcia – dalsze zejście jest stosunkowo łatwe. Łatwość szlaku i niesamowite widoki przekładają się na poziom ruchu turystycznego – osób faktycznie jest tu sporo – trekkerzy, wspinacze, rodziny z dziećmi, turyści z psami.

Durny Szczyt (2623 m.) nad Pośrednim Stawem Spiskim, po prawej ukryta w chmurach Łomnica (2634 m.)

Dolina cieszy się popularnością między innymi także z powodu całorocznego schroniska, drugiego pod względem wysokości w Tatrach (rekord bije to pod Rysami, ale jest zamykane w sezonie zimowym). Chata Téryego (2015 m.) działa już przeszło 120 lat (!) i jest kultowa dla wielu pokoleń i niezliczonej rzeszy miłośników turystyki wysokogórskiej i wspinaczy. Terinka była co prawda kilkukrotnie rozbudowana i modernizowana, ale trzon budynku jest oryginalny i nie uległ przez lata żadnym katastrofom, przede wszystkim pożarom, które zakańczały żywot tuzinów tatrzańskich koleb i schronisk. Materiał budowlany oryginalnego budynku ważył 51 ton i został przyniesiony do doliny na plecach.

Trasa Doliną Małej Zimnej Wody do Chaty Téryego nie nastręcza większych trudności, a do tego jest bardzo malownicza. Po drodze wodospady, polodowcowe progi skalne, mostki, szlak właściwie na całej długości ma formę „chodnika”: zbudowany jest z dużych i płaskich, bardzo wygodnych kamieni, nie przypominam sobie sypkich i kruchych odcinków, całość przystosowana do wzmożonego ruchu turystycznego. Podczas schodzenia po lewej stronie towarzyszą mi ogromne zbocza Łomnicy, po prawej Grań Kościołów. Myślę, że poziom trudności porównywalny do polskiego szlaku do Doliny Pięciu Stawów przez Roztokę, ale paradoksalnie frekwencja na słowackim szlaku nieco większa. Zanim zielony szlak połączy się z Magistralą Tatrzańską, odwiedza jeszcze jedno schronisko – Chatę Zamkovskiego (1475 m.). Chata choć młodsza niż wcześniejsza Terinka, także może poszczycić się długą historią – zbudowana została na początku lat 40-stych zeszłego stulecia. W dzień, w którym ją odwiedziłem przechodziła generalny remont i rozbudowę, na szczęście mały bufet był otwarty, co zachęciło mnie do krótkiego odpoczynku i szklanki złotego trunku.

Powoli zbliżam się do końca wyprawy, ale postanawiam dostać się na Hrebienok (Siodełko Smokowieckie; tego dnia decyduję się na zjazd kolejką do Starego Smokowca) nieco okrężną drogą, po raz pierwszy w życiu odwiedzając niesamowicie popularne miejsca takie jak Chata Rainera (najstarszy zachowany do dziś budynek schroniskowy w Tatrach z 1865 r.; obecnie pełni jedynie funkcje muzealne), serię spektakularnych Wodospadów Zimnej Wody (must see!) i w końcu kolejne schronisko lub bardziej hotel górski – Chatę Bilíka. Wszystkie atrakcje znajdują się blisko siebie, w bardzo łatwym terenie, do polecenia na spacer dla turysty dużego i małego.

Krótko podsumowując całość – o ile Dolina Jaworowa mnie zawiodła, to od Lodowej Przełęczy po samo Siodełko liczba atrakcji czy jakość spektakularnych widoków przyprawiają o zawrót głowy i warte są podjęcia wielokilometrowego, całodniowego trekkingu. Różnice jakościowe pomiędzy tymi dwoma odcinkami mają odzwierciedlenie we frekwencji: w Jaworowej kilkanaście, może kilkadziesiąt spotkanych wędrowców, od Przełęczy liczba ta sukcesywnie rosła osiągając apogeum pod koniec trekkingu, w pobliżu Siodełka. Szlak poprowadzony jest tuż obok najwyższych szczytów Tatr, więc krajobraz jest zgoła alpejski, wierzchołki są strzeliste, przetaczające się chmury potęgują wrażenie majestatu. Dla takich widoków warto było tego dnia przejść Tatry w poprzek. Polecam każdemu!

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *