Był to chyba mój najlepszy zimowy górski wypad w 2023 roku. Genialne warunki pogodowe, szerokie widoki, właściwie brak ludzi, ale za to sporo śniegu, a przede wszystkim zjawiskowa przyroda w zimowej scenerii, w samym środku jednego z 23 polskich parków narodowych. I to na szlaku wytyczonym przez twórcę tatrzańskiej Orlej Perci, Walentego Gadowskiego, prowadzącym przez najpiękniejsze rejony Gorców. Zapraszam do krótkiego opisu i fotorelacji z tego wypadu.

Żółty szlak z Przełęczy Przysłop w Lubomierzu (Rzekach) na Turbacz zwany jest „szlakiem dziesięciu polan”, chociaż niektóre źródła podają jego nieco wydłużony przebieg (co ma więcej sensu, bo mimo nawet dobrych chęci i niemałej dozy kreatywności aż dziesięciu polan naliczyć się na tym odcinku po prostu nie da). To, co jednak jest pewne, to że jest to jeden ze starszych, znakowanych szlaków turystycznych w Gorcach, utworzony na wiele lat przed ustanowieniem tutaj parku narodowego, a nawet jeszcze przed stworzeniem pierwszego gorczańskiego Rezerwatu Ochrony Przyrody im. Władysława Orkana w okolicach Turbacza. Trasa została wytyczona przez najciekawsze i najpiękniejsze widokowo tereny, w samym sercu „gniazda dzikich Gorców”, jak to lubił określać wspomniany Orkan. Dokładny przebieg trasy przedstawiłem na mapie na końcu wpisu. Zimowe przejście tego szlaku chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu (uważam, że najlepszą porą na odkrywanie niskich gór jest właśnie zima), pomysł zrealizowałem jednak dopiero pewnego słonecznego dnia końcówką marca 2023 r., po długim okresie paskudnej pogody.


Dzień tuż przed wyruszeniem na szlak opady śniegu na Podhalu wydawały się nie mieć końca – gdybym miał w planach wyjście w Tatry, w obawie przed lawinami odwiedziłbym co najwyżej Strążyską. I choć w Gorcach zagrożenie lawinowe jest znikome, to i tam nie ominęły mnie trudności związane z ogromem białego puchu, jak choćby przecieranie niedługich odcinków szlaku. Śniegu nasypało tak dużo, że mijane przeze mnie polany, o tej porze wręcz fioletowe od krokusów, zabieliły się po horyzont, a o obecności Szafranu spiskiego świadczyły jedynie pojedyncze sztuki, które zdążyły wyrosnąć nieco bardziej, niż reszta towarzystwa przykryta grubą warstwą puchu. Ale w porównaniu z zyskami, wspomniane niedogodności to jedynie błahostki – śnieg plus słoneczna pogoda tego dnia dały mi na prawdę wymarzone warunki do turystyki pieszej, fotografii, ale i po prostu do cieszenia się wyjątkową przyrodą.

Trasa, którą przemierzyłem tego dnia, trzykrotnie zdobywała wysokość: pierwszy raz wspinając się na Jaworzynkę (1026 m.), następnie osiągając czwarty najwyższy szczyt Gorców Kudłoń (1274 m.) i ostatecznie Schronisko pod Turbaczem (1283 m.). Pierwsze, rozleglejsze widoki otwierają się za Jaworzynką, podczas łagodnego zejścia na Polanę Podskały, mającą duże walory przyrodnicze i kulturowe (zachowane oryginalne, choć niszczejące szałasy pasterskie). Tuż za polaną informacja o wejściu w obszar ochrony ścisłej – szlak prowadzi najpierw lasem, potem przez niedużą Polanę Adamówkę, a następnie przez śródleśny, najbardziej stromy odcinek całej trasy (kilkukrotne zapadanie się tutaj po pas w głębokim śniegu wspominam do dziś). Warto się pomęczyć, bo z Gorca Troszackiego, na którego owa stroma ścieżka się wspina, a dokładnie z polany o tej samej nazwie rozpoczynają się przepiękne widoki na Tatry, które będą pojawiać się jeszcze kilkukrotnie podczas dalszej wędrówki.




Nie liczmy jednak tutaj na odpoczynek – za polaną szlak wchodzi w las i dalej sukcesywnie zdobywa wysokość, osiągając niedługo potem zalesiony szczyt Kudłonia. Żeby wejść na główny wierzchołek, trzeba w pewnym momencie z żółtego szlaku odbić w prawo i podejść kilkanaście metrów szlakiem czarnym (docelowo prowadzącym do centrum Lubomierza). Na miejscu nie znalazłem tabliczki informującej o osiągnięciu szczytu, a tylko dość spory krzyż z figurkami świętych. Wracam na główny szlak tą samą drogą, a następnie rozpoczynam prawie 300-metrowe zejście do Przełęczy Borek, dające w końcu wytchnienie od ciągłego nabierania wysokości. W tym momencie bardzo żałuję, że nie wziąłem ze sobą skiturów – warunki do zjazdu byłyby idealne. Mijając Polanę Pustak (na której jest pełna ciekawostek tablica informacyjna, któraś z kolei na szlaku, brawo GPN! + świetne widoki na Tatry) dostrzegam z daleka pierwszą osobę na trasie tego dnia, możliwe, że był to pracownik Parku. Każdy z nas idzie w przeciwną stronę, po czym ponownie zyskuję luksus posiadania gór tylko dla siebie, co uwielbiam, choćby miało to trwać tylko kilka chwil.

Podczas zejścia mijam polanę, która ze wszystkich odwiedzonych tego dnia najbardziej wpada mi w oko – Polanę Przysłopek. A to za sprawą nowo wybudowanego, drewnianego domku, zakładam, że należącego do GPN; zdjęcie poniżej. Domek (a może zrekonstruowany szałas pasterski?) stoi na wschodnim krańcu polany, wyłania się z lewej strony tuż po wyjściu z lasu. Zestawienie jasnego drewna oświetlonego ciepłym słońcem z wszechobecną bielą nie pozwala przejść obok bez zauważenia i w moim przypadku niemałego zachwytu. Od wielu lat marzy mi się bowiem taka samotnia, położona gdzieś wysoko w górach, najlepiej z dala od szlaku, ale z dobrym widokiem, a w środku kominek i piec kaflowy. Kto wie, może kiedyś uda się spełnić marzenia ;-). W Gorcach tego typu prywatnych kwater, w sezonie letnim często wynajmowanych, jest niemało. Większość jest współczesnych, ale idea wypalania lasu pod polany wykorzystywane pod pasterstwo i budowania na nich drewnianych bacówek jest znana i wcielana w życie od kilku stuleci. Więcej o pasterstwie na terenach Gorców piszę w poście z z lutego br. – zapraszam do lektury: https://odkryjemygorynieznane.pl/gory-polska/zimowy-trekking-na-gorca-1228-m/.


W okolicach Przełęczy Borek (1009 m.) pojawiają się chmury, za którymi wręcz oślepiające do tej pory słońce się chowa, ścieżka za przełęczą biegnie głównie lasem, więc, i tak już niska, odczuwalna temperatura szybko spada. Kolejne 4 kilometry to także ciągłe podejście, do tego nie jestem nawet w połowie trekkingu patrząc na liczbę kilometrów – pojawiają się więc pierwsze, małe kryzysy. Staram się je rozwiązać wizualizacją szarlotki i kawki/piwka, czekających na mnie w niedalekim schronisku, i którymi mam zamiar wynagrodzić sobie trudy wędrówki. Bliskość centralnie usytuowanego i najważniejszego budynku na turystycznej mapie Gorców odczuwam coraz częściej – na tym odcinku spotykam sporo turystów, głównie biegaczy, możliwe, że trenują do jakiegoś biegu górskiego, które w Gorcach odbywają się regularnie, a w Schronisku pod Turbaczem mogą mieć zgrupowanie. W każdym razie to koniec z moim luksusem posiadania gór tylko dla siebie, który doświadczałem praktycznie od początku wędrówki. Z takimi myślami wchodzę na ogromną polanę, zwaną Halą Turbacz, z której widać już pierwsze obiekty infrastrukturalne schroniska, w krajobrazie dalekiego wschodu majaczy się wieża widokowa (raczej na Gorcu, ta na Magurkach jest położona niżej), słońce obniża się z każdą minutą.

Wchodząc na Halę Turbacz opuszczam Gorczański Park Narodowy. Najważniejszym budynkiem na polanie jest Szałasowy Ołtarz, zbudowany na pamiątkę szałasu, w którym w 1953 roku przyszły papież odprawił mszę świętą dla młodzieży akademickiej i podczas której – możliwe, że po raz pierwszy w Polsce – był zwrócony do wiernych twarzą (czyli to, co dzisiaj jest standardem, ale w tamtych latach w Kościele katolickim było raczej niepraktykowane). Nie zatrzymuje się tu na dłużej, chociaż gdyby podejść na zachodni skraj polany, można byłoby podziwiać ciekawe widoki na okoliczne pasma Beskidów. Docierając do schroniska także nie decyduję się na dłuższy postój, rezygnując z wymarzonego kawałka ciasta, robię tylko krótką przerwę na dostarczenie energii przed długim zejściem (ponad 7 km). Pośpiech podyktowany jest… zapadającym mrokiem – okazuje się, że wyjście na szlak w okolicach godziny 11. trochę się na mnie zemściło. Na szczęście jestem dobrze przygotowany do zejścia po ciemku, nie chcę jednak tracić czasu na przyjemności w schronisku, w którym bywam przecież nierzadko. Towarzyszące mi podczas schodzenia niezła widoczność (Tatry!) i warty odnotowania zachód słońca są świetnymi akcentami końca podróży, w niezłym stylu zamykając ten pełen pozytywnych, górskich wrażeń dzień klamrą.


Zimowe wyrypy, czy to w górach wysokich, czy niższych pasmach mają swój niepowtarzalny klimat. Tonacje barw, które zimą obserwujemy i fotografujemy, i które wynikają z ciepłego, zimowego słońca odbijanego od wszechobecnej bieli śniegu, są nie do podrobienia i nie do wyczarowania o żadnej innej porze roku. To, że Gorce nie równają się Schronisku pod Turbaczem (gdzie także jest pięknie, ale z każdym rokiem coraz tłoczniej) warto mieć w pamięci i pozwolić sobie na odkrycia także tych części pasma, gdzie nie ma oczywistych atrakcji, takich jak wież widokowych czy właśnie schronisk (choć występujące na większości polan tablice informacyjne, opisujące historię i przyrodę mają dużą wartość poznawczą!). Bardzo polecam!
