Nietrudno poczuć się tutaj jak na alpejskim szlaku: otaczają nas zarówno wielokolorowe, kwieciste łąki, jak i surowe, strzeliste szczyty. Po drodze mijamy górskie jezioro, które mimo środka wakacji dalej skute jest lodem, działające cały rok, prawdziwie wysokogórskie schronisko, a także około stumetrowy, najdłuższy wodospad tatrzański, Ciężką Siklawę. Na dokładkę czeka nas krótka, choć prawie pionowa, ubezpieczona klamrami i łańcuchami wspinaczka na przełęcz, rozdzielającą szczyty Głównej Grani Tatr. Autentyczne, wysokogórskie doświadczenie. Szlak zapewnia dokładnie wszystko to, co Tatry Wysokie mają najlepszego do zaoferowania, a może nawet i więcej…

Polana Biała Woda

Najpierw kwestie logistyczne. Początek szlaku – Łysa Polana, tuż za mostkiem, łączącym Polskę ze Słowacją (można zostawić tutaj auto na jednym z parkingów po obu stronach granicy a także dojechać busami z Zakopanego lub Bukowiny Tatrzańskiej, dowożącymi turystów do Palenicy Białczańskiej, skąd udają się do Morskiego Oka – trzeba wysiąść jeden przystanek przed Palenicą!). Koniec szlaku – Stary Smokowiec, skąd można wrócić słowackim regionalnym autobusem na Łysą Polanę (ostatnie kursy nawet dość późnym wieczorem), ale także do Zakopanego i Krakowa autobusem pewnej, znanej niemieckiej firmy. Kierunek szlaku – ze względu na długo utrzymujący się śnieg oraz sztuczne ułatwienia na przełęczy od strony Doliny Białej Wody (z pomocą których lepiej wchodzić, niż schodzić), jak większość osób zalecam kierunek Łysa Polana->Rohatka->Stary Smokowiec. W drugą stronę oczywiście też się da, szlak jest dwukierunkowy. Stopień trudności – szlak turystyczny dla średniozaawansowanych (6/10) – kiedy nie ma śniegu jedyne obiektywne trudności są w okolicy przełęczy (szlak po obu stronach poprowadzony piargiem, trzeba uważać na każdy krok, żeby nie zjechać z kamieniami), a subiektywne to kwestia kondycji (niecałe 25 km i prawie 1600 m. przewyższenia na szlaku). Pozostałe odcinki dolinami bez żadnych trudności.

Nie spodziewałem się, że mimo tak dużej bliskości szlaku prowadzącego na Morskie Oko, który w wysokim sezonie dziennie przemierza od kilku do kilkunastu tysięcy osób (sic!), Dolina Białej Wody będzie świecić pustkami, i to mimo słonecznego, lipcowego dnia. Początek szlaku to ubity, prawie płaski chodnik, którym mogą jeździć rowerzyści, kulminacją tego odcinka jest Polana Biała Woda, genialne miejsce na piknik z widokiem na tatrzańskie olbrzymy, które są na wyciągnięcie ręki. Kawałek dalej po drugiej stronie rzeki Białki znajduje się wygrywające kilka razy z rzędu w rankingu na najlepsze polskie schronisko górskie, Schronisko w Dolinie Roztoki. Czytałem gdzieś, że istnieje pomysł położenia kładki na Białce, łączącej Dolinę Białej Wody ze schroniskiem, mam jednak ogromną nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Przyczyniłoby się to do zepsucia kameralnej atmosfery po słowackiej stronie, która sprzyja cieszeniu się nietuzinkową przyrodą. Tłumy i natura to bardzo kiepskie połączenie.

Mimo że szlak w Dolinie Białej Wody jest bardzo długi (przez pierwsze 10 km zdobywa się zaledwie ok. 350 m. przewyższenia) – zupełnie nie ma nudy! Głównie to zasługa przyrody, która na każdym kroku zaskakuje kolorami, formami czy ogromną liczbą i dużym zróżnicowaniem kwitnących roślin. Szlak wielokrotnie przechodzi przez rwące górskie rzeki, po prawej stronie towarzyszy nam imponująca ściana Głównej Grani Młynarza, po której spływa, częściowo widoczna, Ciężka Siklawa, najdłuższy wodospad w całych Tatrach (PL+SK). Po drugiej stronie doliny, w Jaworowej Grani, w okolicach Horwackiego Wierchu odkryto stosunkowo niedawno, bo dopiero w 2004 roku najdłuższą tatrzańską jaskinię, poetycko nazwaną „Cieniem Księżyca”. Szlak przechodzi obok jedynego w Tatrach słowackich obozowiska dla taterników, którzy zdobywają okoliczne, najtrudniejsze ściany i najwybitniejsze wierzchołki w całym paśmie. Takich wyróżniających się obiektów i wygrywających w tatrzańskich rankingach miejsc w okolicy jest wiele więcej. Nic tylko odkrywać!

Po 10. kilometrze zaczynamy zdobywać w końcu wysokość, kolejne 4 km szlaku aż na samą przełęcz to ponad 900 m. przewyższenia. Nie ma co się jednak martwić – atrakcji po drodze jest co niemiara, po prostu nie ma się czasu na bycie zmęczonym! Odcinek szlaku w piętrze kosówki to skakanie po śliskich kamieniach, w celu kilkukrotnego przeprawienia się przez wartki potok (po ulewnym deszczu może być problem z przejściem). Po prawej stronie szlaku, w krajobrazie dominują szczyty znad Doliny Kaczej, przed nami wysoki i stromy próg skalny, po zdobyciu którego czeka na nas ważny punkt na trasie – Litworowy Staw (1863 m.). Tuż nad jego taflą wyrasta ponad 500-metrowa ściana Litworowego Szczytu i trochę niższa Wielickiego Szczytu, patrząc na zachód w krajobrazie wybijają się Niżne Rysy, Ganek czy Rysy. Sam staw bardzo przejrzysty, widać dno, ale także odbijają się od jego tafli płaty śniegu zalegające w okolicznych żlebach. Warto tutaj nadmienić, że nazwa stawu pochodzi od leczniczej rośliny Dzięgiel litwor, rosnącej dziko w dużej ilości w okolicy stawu, a z której robi się całkiem ciekawą w smaku nalewkę/wódkę litworówkę. Zupełnie wysokogórskie widoki, trudno oderwać wzrok, tym bardziej, że stają się one coraz ciekawsze z każdym krokiem powyżej jeziora. Zostawiając staw za sobą wspinam się na kolejny stromy próg skalny, podczas wspinaczki w bliskiej okolicy przebiega kierdel kozic liczący, wg różnych szacunków kilkorga turystów, 13-16 osobników. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem liczniejszego stada.

Osiągając kolejny próg skalny emocje nie opadają, wręcz przeciwnie, górne piętro Doliny Białej Wody skrywa kolejną dużą atrakcję – Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem (2047 m.). Jezioro potrafi przez cały rok być (zazwyczaj tylko częściowo) skute lodem, jest bezodpływowe, a jego otoczenie – cytując za przewodnikiem Nyki – „jest posępne (…)”. Gdybym akurat miał przy sobie beret to spokojnie dorzuciłbym go na szczyt Małej Wysokiej (2429 m.), górującego nad doliną. Zaskakuje mnie obecność kilku żywo kwitnących roślin, takich jak Gęsiówka alpejska czy Lepnica bezłodygowa, kontrastujących z przejmującą szarością piarżysk otaczających staw. Po południowej stronie zbiornika, ścieżka przechodzi po sporym płacie śniegu, a następnie zaczyna się mozolne, nieprzyjemne podejście pod przełęcz.

Poniżej pierwszych sztucznych ułatwień szlak biegnie ciasnym kominkiem, na który trzeba się dosłownie wspiąć, dla osób bez takiego doświadczenia może stanowić to problem (zejście tędy pewnie też nie należy do najprzyjemniejszych). Łańcuchy i klamry przed samą przełęczą zamontowane są z rozmysłem, w dobrych miejscach, bez nich wejście byłoby dla przeciętnego turysty dość trudne. Ułatwienia pozwalają na szybkie zdobycie wysokości na tej prawie pionowej ścianie – lepiej nie patrzeć w dół :). Dochodząc do przełęczy (Rohatka, 2288 m.) zostawiam Dolinę Białej Wody za sobą (warto rzucić okiem po raz ostatni, bo z przełęczy rozpościerają się bardzo groźne, ale i piękne widoki), przede mną kolejna ogromna walna dolina Tatr Wysokich – Dolina Staroleśna (słow. Veľká Studená dolina).

Widoki z samej przełęczy trochę zasłonięte przez chmury, ale dalej niesamowite – widać m.in. ogromny masyw Lodowego Szczytu, wybijają się Jaworowy, Pośrednia Grań, a w tle także i Łomnica. Schodzę trudnym, piargowym terenem przez tzw. „Dolinkę pod Rohatką”, która – znowu wg Nyki – „jest przykładem kamiennego pustkowia górskiego”. Po lewej stronie, u stóp Świstowej Turni znajduje się Dolina Dzika – nazewnictwo nie jest tu przypadkowe. Takich widoków nie znajdziemy w Tatrach Bielskich, czy w polskiej części Tatr Zachodnich. Schodząc dalej, trawersuję z lewej strony Świstowy Grzbiet, pojawiają się nieduże Zbójnickie Stawy, jest ich kilka, niektóre jeszcze przykryte lodem/śniegiem. W ogóle, Staroleśna obfituje w stawy, wikipedia podpowiada, że jest ich tam w sumie 27 stałych + kilka okresowych (w żadnej innej tatrzańskiej dolinie liczba ta nie jest wyższa – znowu rekord), ścieżka poprowadzona jest później np. wzdłuż Harnaskiego i Długiego Stawu. Przemierzając dolinę w kierunku wschodnim towarzyszy mi widok postrzępionej Pośredniej Grani, ale wyłania się za niedługo także genialnie umiejscowiony budynek Schroniska, Zbójnickiej Chaty (1960 m.). Jeśli się nie mylę, Chata jest drugim tak wysoko położonym, działającym przez cały rok schroniskiem w Tatrach. Towar donoszą tutaj słynni wysokogórscy tragarze, czyli nosicze (jak tylko o nich pomyślę, to aż mnie bolą kolana). Ze względu na brak czasu nie zatrzymuję się tu jednak na kufel złotego trunku, ale zmierzam dalej doliną, bo do przejścia mam jeszcze ponad 8 km.

Podczas całej dalszej wędrówki w dół doliny po prawej stronie towarzyszą mi ogromne zbocza Sławkowskiego Wierchu (2452 m.), na który także bardzo polecam się wybrać, właśnie po widoki na Staroleśną – dopiero wtedy można zrozumieć jak wielka jest to dolina (żmudne podejście na Sławkowski zaliczyłem kilka lat temu). W pewnym momencie spotykam lisa, dziarsko biegnącego przez środek szlaku i trzymającego w pysku foliową reklamówkę z kanapkami w środku. Choć wygląda to komicznie, takie zachowanie już nie tak dzikiego zwierzęcia to niestety skutek nieodpowiedzialności ludzkiej i negatywnego wpływu – nawet jak na Tatry Słowackie – masowej turystyki. Niżej, w piętrze leśnym warto zwrócić uwagę na wielkie, często obrośnięte korzeniami głazy, znajdujące się tuż przy szlaku – wyglądają jakby żywcem wyjęte ze starodawnych baśni i legend. Dochodzę do Siodełka (słow. Hrebienok, 1285 m.), przez niektórych nazywanego „słowacką Gubałówką”, na którą można wjechać kolejką (tutaj moim zdaniem podobieństwa się kończą). Następnie docieram do Starego Smokowca, jednej z większych i ważniejszych osad miasteczka o nazwie Wysokie Tatry, gdzie kończy się moja wędrówka.

Wypad na Rohatkę planowałem już od dawna – apetyt na niezłą wyrypę urósł więc do sporych rozmiarów – bawiłem się jednak nawet lepiej niż zakładałem! Nawiązując do pytania z tytułu artykułu: nie wiem czy to najpiękniejszy szlak, bo jeszcze wiele przede mną, ale obie doliny, które odwiedziłem to wizytówki Tatr Wysokich, oferujące fascynujące, wręcz alpejskie kadry. Można znaleźć tutaj dokładnie wszystko, czego można się spodziewać po Tatrach Wysokich. Na pewno tam wrócę.

Możesz również cieszyć się:

1 komentarz

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *