Gorce to pasmo górskie wielu opowieści, narracji i historii, można je odkrywać zupełnie na nowo podczas każdego, kolejnego wyjścia na szlak. Przez wielu pomijane, lub dosłownie jedynie omijane w trakcie przejazdu pomiędzy dwoma turystycznymi gigantami Małopolski: Krakowem a Zakopanem. Przez stale rosnącą grupę jednak z roku na rok coraz bardziej doceniane i to nie tylko ze względu na walory przyrodnicze czy krajobrazowe, ale także nadzwyczajne historie. Chociaż w Gorcach wszystkie drogi prowadzą do… schroniska pod Turbaczem (nie tylko metaforycznie; Gorce są rozrogiem a ich punktem zwrotnikowym jest właśnie centralnie zlokalizowany, najwyższy ich szczyt – Turbacz), całe pasmo warte jest odkrycia. W jedną z mroźnych, acz całkiem pogodnych sobót stycznia obrałem więc nieoczywisty kierunek na wschód, ze śmiałym planem całodniowego szwendania się, którego – nomen omen – kulminacją miało być zdobycie szczytu o zaskakującej nazwie… Gorc (1228 m.). Plan zrealizowałem i na tyle mi się podobało, że postanowiłem szczegółami tej realizacji się z Wami podzielić. Zapraszam na relację z zimowej wyprawy we wschodnie Gorce, która jest też dobrym pretekstem, żeby opowiedzieć nieco więcej o tych bogatych w niezwykłe, często dramatyczne historie terenach.

Widok z drona na ośnieżone gorczańskie zbocza, sponad zielonego szlaku z Ochotnicy Dolnej. Z zalesionego krajobrazu wyłaniają się polany pasterskie.

Eksplorację wschodnich Gorców rozpocząłem w Ochotnicy Dolnej, gdzie nieopodal stacji benzynowej obrałem zielony szlak, początkowo biegnący wzdłuż Gorcowskiego Potoku. Szlak prowadzi drogą asfaltową, po lewej stronie ciągną się zabudowania, po prawej w niepłytkim korycie wartko płynie rzeczka. I już kilka minut po rozpoczęciu wędrówki spotyka mnie pierwsza atrakcja, mianowicie w pewnym momencie tuż obok mnie, z dna potoku wylatuje ptak o dużej rozpiętości skrzydeł (naprawdę gigant) i po wzniesieniu się powyżej korony drzew szybko odlatuje. Nie zdążyłem go niestety sfotografować, przez co rozpoznać; nie był to raczej żaden z gatunków szponiastych ani żadna wielka sowa, obstawiam bociana czarnego (na białego był zbyt ciemny), którego w Gorcach można spotkać właśnie w okolicy zalesionych dolin potoków, w których to poszukuje pożywienia. Jeżeli faktycznie był to bocian czarny, taka styczniowa obserwacja mogłaby być uznana za niezwykłą, mając na uwadze, że gatunek ten każdego roku jesienią wylatuje na kilkumiesięczne wakacje do Afryki, na południe od Sahary. Czyżby inflacja w Polsce uderzyła nawet w awifaunę?

Szlak biegnący wzdłuż potoku po ok. dwóch kilometrach odbija w lewo i stromym podejściem wyprowadza mnie na grzbiet górski, którego kulminacją jest szczyt Jaworzyny Gorcowskiej (1047 m.). Po wyjściu z lasu zaczynają się pojawiać pasterskie polany (np. Hale Gorcowskie), w wyniku braku opłacalności niestety nieużytkowane przez pasterzy od kilkudziesięciu lat. Na samych halach obserwuję kilka bacówek i szałasów, dzisiaj przeznaczonych jednak głównie pod wynajem w celach turystycznych. Z ciekawych budynków w okolicy można wyróżnić kamienną kapliczkę z rzeźbą nawiązującą do słynnej Piety. Zrobiłem sobie przy niej krótką pauzę, szeroka, widokowa polana to dobre miejsce, żeby trochę popatrzeć na świat z lotu ptaka.

Pasterstwo na tych terenach pojawiło się ok. XV wieku wraz z przybyciem Wołochów – wędrownego ludu o nieznanym pochodzeniu, u którego nigdy nie doszło do wytworzenia własnej tożsamości narodowej. Wiadomo, że grupy wołoskie przywędrowały z terenów dzisiejszych Bałkanów, i przez Rumunię i Ukrainę dotarły nawet w rejony polskich Beskidów. Dzięki przywilejom osadniczym nadanym przez Kazimierza Wielkiego Wołosi zakładali wsie na terenach świeżo przyłączonej do Polski Rusi Halickiej, zajmując się hodowlą i pasterstwem oraz asymilując z miejscową ludnością ruską. Same wędrówki Wołochów jednak nie ustały – wędrowali na zachód wzdłuż Karpat, docierając początkiem XV wieku na tereny Gorców, a w 1416 roku na prawie wołoskim oficjalnie ulokowano Ochotnicę. Chociaż możliwe, że przed lokacją w miejscu tym istniała już zorganizowana osada, jednak ludzie którzy żyli tu z rolnictwa (na terenach górskich nie będącego raczej lukratywnym zajęciem) prawdopodobnie zostali „wyparci”. Ochotnica szybko stała się głównym ośrodkiem wołoskim w całym regionie – Wołosi z powodzeniem wykorzystali niezbyt strome zbocza Gorców, idealnie nadające się pod pasterstwo. Lasy zostały wypalane, a widok ogorzałych (gorzeć, goreć = palić się, świecić), świecących się od ognia gór prawdopodobnie był podstawą do nadania całemu pasmu dzisiejszej nazwy. Wołoskie dziedzictwo przetrwało do dzisiaj przede wszystkim właśnie w nazwach. Większość terminów związanych chociażby z pasterstwem – od juhasa, bacy, przez kolibę, szałas i redyk, aż po bundz i oscypek – to nazwy pochodzenia wołoskiego.

Po opuszczeniu polan i wejściu do lasu, wraz ze zdobywaniem wysokości na szlaku przybywa śniegu, w którym się nieporadnie zapadam, choć ostatecznie szczęśliwie docieram do skrzyżowania szlaków pod Gorcem. Mógłbym tutaj kontynuować trekking zielonym szlakiem, ale podążałbym na zachód, w kierunku drugiego i trzeciego najwyższego szczytu Gorców, czyli odpowiednio Jaworzyny Kamienickiej i Kiczory. Plany miałem na ten dzień jednak inne: skręcam w prawo i kieruję się niebieskim szlakiem na wschód. Po kilku minutach osiągam główny cel i najwyższy punkt całej eskapady. Na zalesionym szczycie główną atrakcją jest zbudowana w 2015 roku wieża widokowa ze świetnymi widokami we wszystkich kierunkach. Na szczycie bardziej niż obecność ogromnej wieży widokowej przytłacza mnie obecność niemałego tłumu ludzi – bowiem od epizodu z bocianem, które miało miejsce jeszcze w Ochotnicy, nie spotkałem po drodze żadnego kręgowca. Nie powinienem się jednak dziwić: jest sobota, a sam Gorc nawet jeszcze przed wybudowaniem wieży był popularnym celem wycieczek, chociaż mało kto wybiera długi szlak z Ochotnicy Dolnej. Dla zainteresowanych wołoskimi opowieściami, na szczycie wieży znajdują się tablice informacyjne opisujące różne aspekty kultury i historii tego ludu. Trzeba jednak bardzo uważać, bo schody na wieży są bardzo oblodzone, podobnie zresztą jak szlaki pod samym szczytem. Raczki bardzo wskazane!

Wieża widokowa na Gorcu jest jedną z wielu zbudowanych w ostatnich latach na terenie Gorców czy nieodległego Beskidu Sądeckiego. Inną, którą mogę polecić jest ta na Magurkach (1108 m.), w południowej części pasma. Okolice Magurek odwiedziłem wiosną 2022 roku, kiedy nagrywałem film o katastrofie amerykańskiego bombowca w trakcie II wojny światowej, która miała miejsce w sąsiedztwie szczytu. Jeżeli jesteście zainteresowani tą niecodzienną historią, polecam jeden z moich pierwszych filmów na kanale YouTube, link poniżej:

Druga wojna światowa na terenie Gorców i okolicznych terenach podgórskich, głównie Podhala, to worek bez dna jeżeli chodzi o fascynujące historie, które z perspektywy dzisiejszych, relatywnie spokojnych i bezpiecznych czasów wydają się czasem wręcz nieprawdopodobne. Południowa Małopolska już w pierwszych dniach września 1939 roku znalazła się pod okupacją niemiecką, która odcisnęła głębokie piętno na wielu płaszczyznach życia ówczesnej ludności tych terenów. Górale jednak nie przyglądali się biernie tragicznym wydarzeniom, tylko aktywnie angażowali się w różnego rodzaju – mniej lub bardziej oficjalne – formy działalności partyzanckiej. Gorce były bardzo ważnym punktem na mapie wojennego ruchu oporu i aktywności powstańczej: np. w pierwszych miesiącach nazistowskiej inwazji biegł tutaj jeden z głównych szlaków, którymi podążali ludzie, chcący przedostać się poza granicę Generalnego Gubernatorstwa (zainteresowanym pomagali tzw. Kurierzy). Schronienia szukano między innymi w Schronisku na Turbaczu, które na wiele sposobów wspomagało uciekającą ludność oraz stacjonujących w górach partyzantów. Niestety schronisko nie przetrwało wojny – spłonęło w 1943 roku, a właściciele i personel za aktywny udział w ruchu oporu zostali albo zamordowani czy wysłani do obozu zagłady w Auschwitz, albo do końca wojny musieli pozostać w ukryciu. Partyzanci znajdowali w Gorcach schronienie także np. w budynkach gospodarstw wzorcowych, czyli instytutach doświadczalnych hodujących bydło, wybudowanych jeszcze przed wojną. Najsłynniejszym chyba partyzantem z terenów Gorców był pochodzący z Waksmundu Józef Kuraś ps. „Ogień”, wielki patriota, aktywnie zwalczający okupantów, po wojnie tzw. żołnierz wyklęty, jednak z wieloma skazami w swoim wojennym życiorysie, postać bardzo kontrowersyjna nawet wśród samych Podhalan.

Z Gorca schodzę niebieskim szlakiem, który prowadzi mnie na widokową polanę o nazwie Gorc Kamienicki, której zima dodaje surowości, ale też uroku. Zarówno szczyt Gorca jak i polana znajdują się o rzut beretem do Gorczańskiego Parku Narodowego, obejmującego centralną część pasma i najważniejsze z punktu widzenia jego ochrony tereny. A jest co chronić, bo poza dużą liczbą wyjątkowych gatunków flory, Gorce są miejscem występowania chociażby ekstremalnie rzadkiego w Polsce, ogromnego Orła Przedniego oraz kilku innych ptaków szponiastych, głuszca czy wielu gatunków sów i nietoperzy, a także rzadkich ssaków, takich jak ryś, żbik, wilk a nawet sporadycznie gawrujący tutaj niedźwiedź. Moją wschodnio-gorczańską wyrypę kończę we wsi Zasadne, po zejściu z Gorca czerwonym szlakiem. Tutaj kończą się Gorce a po drugiej stronie rzeki Kamienicy zaczyna się już całkiem inna górska kraina: mój ulubiony, wspaniały Beskid Wyspowy, który zasługuje jednak na osobną opowieść…

Widok na Gorca z polany Gorc Kamienicki
Panorama Beskidu Wyspowego – widok z drona sponad polany

Możesz również cieszyć się:

1 komentarz

  1. […] Podczas zejścia mijam polanę, która ze wszystkich odwiedzonych tego dnia najbardziej wpada mi w oko – Polanę Przysłopek. A to za sprawą nowo wybudowanego, drewnianego domku, zakładam, że należącego do GPN; zdjęcie poniżej. Domek (a może zrekonstruowany szałas pasterski?) stoi na wschodnim krańcu polany, wyłania się z lewej strony tuż po wyjściu z lasu. Zestawienie jasnego drewna oświetlonego ciepłym słońcem z wszechobecną bielą nie pozwala przejść obok bez zauważenia i w moim przypadku niemałego zachwytu. Od wielu lat marzy mi się bowiem taka samotnia, położona gdzieś wysoko w górach, najlepiej z dala od szlaku, ale z dobrym widokiem, a w środku kominek i piec kaflowy. Kto wie, może kiedyś uda się spełnić marzenia ;-). W Gorcach tego typu prywatnych kwater, w sezonie letnim często wynajmowanych, jest niemało. Większość jest współczesnych, ale idea wypalania lasu pod polany wykorzystywane pod pasterstwo i budowania na nich drewnianych bacówek jest znana i wcielana w życie od kilku stuleci. Więcej o pasterstwie na terenach Gorców piszę w poście z z lutego br. – zapraszam do lektury: https://odkryjemygorynieznane.pl/gory-polska/zimowy-trekking-na-gorca-1228-m/. […]

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *