Zamiast skupiać się na odkrywaniu gór całkowicie mi nieznanych, w okresie letnio-jesiennym 2023 roku postawiłem na Tatry. Latem głównie słowackie, ale wraz z coraz szybciej zapadającym zmrokiem przerzuciłem się na krótsze szlaki po polskiej stronie. Jednym z moich dużych projektów, jeszcze nie w pełni zrealizowanym, jest przejście wszystkich znakowanych ścieżek turystycznych w całym paśmie Tatr, podjąłem więc decyzję, żeby w tym sezonie trochę ponadrabiać szlakowe braki. I wiecie co? W ogóle nie żałuję! Bez większego planu skupiłem się na okolicach Czerwonych Wierchów i w trzech kolejnych górskich wyjściach przeszedłem brakujące w moim tatrzańskim portfolio drogi prowadzące na tę ikoniczną grań. W trakcie tego odkrywania zaskoczyłem się obecnością łańcuchów w Kobylarzowym Żlebie, z bliskiej odległości podsłuchiwałem jelenie na rykowisku , i w końcu zakochałem się w nieziemskiej – wyjętej wręcz z Alp Julijskich – scenerii zielonego szlaku z Chudej Przełączki do Doliny Kościeliskiej! Dlaczego nie dotarłem tutaj wcześniej…?! Zapraszam Was na krótkie podsumowanie mojego odkrywania polskich Tatr Zachodnich w jesiennym anturażu.

Widok na zachód z Czerwonego Grzbietu Małołączniaka

Graniowy odcinek zawierający cztery dwutysięczniki, zwane Czerwonymi Wierchami zna każdy, i sam w sobie nie wymaga dłuższego komentarza. Jeżeli jeszcze tam nie byłeś/byłaś – koniecznie się wybierz, bo to bez zbędnego patosu jeden z najładniejszych kawałków Polski w ogóle (m.in. północna ściana Krzesanicy to sztos!). Szlaków, bezpośrednio prowadzących na Czerwone Wierchy można naliczyć aż cztery: 1. czerwony szlak z Doliny Kościeliskiej na Ciemniak 2. niebieski szlak z Gronika na Małołączniak 3. żółty szlak z Gronika na Kopę Kondracką i w końcu 4. czerwony szlak z Przełęczy pod Kopą Kondracką (lub na potrzeby tego artykułu z Kasprowego Wierchu) na Kopę Kondracką. Szlaków pośrednich jest jednak więcej: 5. zielony szlak z Hali Kondratowej na Przełęcz pod Kopą Kondracką 6. zielony szlak z Doliny Kościeliskiej na Chudą Przełączkę. Zaocznie chciałbym dołączyć do tej grupy 7. czerwony szlak z Doliny Strążyskiej na Wyżnią Kondracką Przełęcz, który chociaż najczęściej wybierany jako droga na Giewont, może stanowić ciekawą alternatywę np. na zejście z Czerwonych Wierchów. Istnieje też niebieski szlak z Kuźnic, który prowadzi na Kondracką Przełęcz, ale z racji tego, że jest to najpopularniejszy szlak na Giewont, nie wejdzie on do dzisiejszego zestawienia. Jak widać szlaków jest sporo, wszystkie prowadzą z terenu naszego kraju (najbliższe słowackie połączenie szlakowe to żółty szlak z Doliny Cichej na Kasprowy, ale to opcja chyba tylko dla największych koneserów). Poniżej mapka z portalu http://mapa-turystyczna.pl, która rozjaśnia nieco sytuację. (źródło: OpenStreetMap® to projekt open data, rozpowszechniany na licencji Open Data Commons Open Database License (ODbL) przez OpenStreetMap Foundation (OSMF).)

Pierwszy raz Czerwone Wierchy odwiedziłem wiele lat temu, wchodząc szlakiem nr 1 i schodząc drogą nr 5. Wydaje mi się, że te dwa szlaki (plus ewentualnie żółty szlak nr 3 przez Małą Łąkę) są najpopularniejsze, bo pozwalają w najkrótszym czasie i podczas jednej wycieczki odwiedzić wszystkie cztery szczyty. Czy jest to jednak najciekawsza opcja? Moim zdaniem niekoniecznie – pod wieloma względami atrakcyjniejsze i nie tak tłumnie odwiedzane są pozostałe szlaki, które jednak czasem nie pozwalają na przejście Czerwonych Wierchów za jednym zamachem. Ale przecież w te okolice warto wybrać się wielokrotnie, najlepiej w różnych porach roku, oczywiście przede wszystkim jesienią.

Szczerze mówiąc niewiele pamiętam szczegółów szlaku nr 1, nie zachowały mi się także zdjęcia z tamtego wypadu. Mgliste wspomnienia wydobyte z zakamarków pamięci podpowiadają, że ścieżka była dość błotnista i poprowadzona głównie lasem, a w wyższych partiach mogłem liczyć na niezłe, acz dość statyczne widoki. Całość bardzo mi się dłużyła, a ludzi było sporo nawet jak na słoneczny, letni dzień. Nie zniechęcam, ale jeżeli dysponujecie czasem i kondycją oraz cenicie kameralność w górach (o ile w ogóle w polskich Tatrach można o takowej mówić), zamiast szlaku nr 1 wybierzcie koniecznie szlak nr 6 przez Dolinę Tomanową. Ścieżka zaczyna się tuż przy schronisku w Dolinie Kościeliskiej, prowadzi początkowo przez las a później przez dwie, zarastające już polany, wykorzystywane niegdyś przez pasterzy. To tutaj bardzo wyraźnie słyszałem odgłosy rykowiska jeleni, dla których ta okolica jest domem. Takie doświadczenie jednak nie jest wyjątkowo rzadkie, warto podkreślić, że dookoła znajduje się obszar ścisłej ochrony przyrody „Tomanowa-Smreczyny”, będący matecznikiem tatrzańskiej dużej (i nieco mniejszej) zwierzyny. Pewnie więc i o spotkanie z niedźwiedziem tutaj wcale nie tak trudno. Choć sam las i polany całkiem urocze, najpiękniejszy etap szlaku dopiero przed nami. Po przekroczeniu Czerwonego Żlebu (zainteresowanych geologią odsyłam do wyguglowania go!) wspinamy się na szczyt skały o nazwie Kazalnica (1767 m.), gdzie zaczyna się magia. Niczym jak rodzynki w serniku, po horyzont zbocza gęsto pokryte są białymi skałkami, kamieniami, a pod ziemią rozciąga się jeden z większych systemów jaskiniowych w Tatrach. Widoki na Tatry Zachodnie z dominującym Kominiarskim Wierchem na prawdę warte są podkreślenia. No i te czerwieniejące na jesień krzewinki borówki czarnej i sita skuciny, gromadnie pokrywające zbocza Ciemniaka. W takiej magicznej scenerii szlak biegnie aż do Chudej Przełączki, gdzie łączy się ze ścieżką nr 1. Według mnie zielony szlak to najatrakcyjniejsza widokowo (szczególnie jesienią) trasa na Czerwone Wierchy. Bardzo polecam!

Niebieski szlak nr 3 jest równie nieoczywisty jak wyżej opisywana ścieżka Doliną Tomanową. Jako jedyny ze wszystkich wyprowadza mniej więcej na środek grani, na Małołączniak, skąd można kierować się albo na wschód na Kopę Kondracką, jak i na zachód w stronę Krzesanicy i dalej Ciemniaka. Wybierając tę drogę nie da się więc odwiedzić wszystkie cztery graniowe szczyty bez zawracania. Może tego typu rozumowanie było powodem niższej frekwencji, którą obserwowałem na szlaku? Nie wiem, dla mnie to jedna z ciekawszych propozycji wejścia na Czerwone Wierchy. Bardzo podobał mi się np. właściwie płaski, ponad kilometrowy leśny odcinek tuż za Przysłopem Miętusim. Zadbany chodnik biegnie tam stromym zboczem, które pokryte jest wspaniałymi wysokimi drzewami, całość jest bardzo klimatyczna (zdjęcie poniżej). Po wyjściu z lasu i z każdym metrem zdobywanej wysokości czekają nas olśniewające widoki na tutejsze formacje skalne, włącznie ze słynnym Kobylarzem i Kobylarzowym Żlebem, którego przejście wspomaga ciąg kilku łańcuchów. Szczególne wrażenie robią pionowe ściany i urwiska skalne poniżej Twardej Turni, kolektywnie opisywane jako Twarda Galeria, a w skład której wchodzi jedna z najbardziej podziwianych ścian w Tatrach Zachodnich – Kazalnica Miętusia. Tak urozmaiconych formacji skalnych nie spotkamy na żadnej innej trasie na Czerwone Wierchy. Końcowy etap szlaku to tzw. Czerwony Grzbiet (widoki na Giewont!), który wydaje się nie mieć końca, a jego pokonanie jest bardzo mozolne, ale uwierzcie mi – warto.

Dla równowagi po tych ochach i achach, przechodzę do szlaku nr 5, który przemierzałem w obu kierunkach i mogę trochę ponarzekać. Bo oczywiście widoki na Giewont i Długi Giewont zamykające Dolinę Kondratową od północy są warte odnotowania, spotkanie jelenia dwa metry od szlaku ekscytujące, a zakończenie (/rozpoczęcie) wycieczki w Kuźnicach bardzo wygodne, to jednak szlak ten nie byłby moim pierwszym wyborem. Jest on bowiem mało urozmaicony, trekking nim można określić jako dość siermiężny (20 zakosów w partii szczytowej daje w kość), a od niedawna opcja zjedzenia obiadu (lub schronienia przed często atakującymi w tych okolicach niedźwiedziami) w Schronisku na Hali Kondratowej jest niemożliwa przynajmniej do połowy 2025 roku. Jeśli macie dobre kolana i nie zależy Wam na genialnych widokach, a bardziej na czasie, to polecam ten szlak na (szybkie) zejście, ale już raczej nie na dostanie się na grań.

Na zejście – niekoniecznie już awaryjne, a bardziej świadome – warty polecenia jest czerwony szlak nr 7. Przebywając w okolicy Kondrackiej Przełęczy i nie mając ochoty na zejście ani Doliną Małej Łąki, ani przez Halę Kondratową (gęstość szlaków w tej okolicy przyprawia o zawrót głowy…), zostaje jeszcze bramka nr 3 – szlak przez Przełęcz w Grzybowcu w kierunku Doliny Strążyskiej. Jest to jeden z nielicznych szlaków w Polsce zamykanych w okresie zimowym, głównie z powodu lawin, ale też dość przepaściście poprowadzonej ścieżki, z której upadki zazwyczaj nie kończą się najlepiej, nawet w okresie bez pokrywy śnieżnej. Faktycznie, po drodze jest kilka miejsc, w których należy wzmocnić czujność, szczególnie gdy kamienie są mokre, ale w większości jest to łatwy i piękny widokowo szlak, częściowo przyklejony do wapiennych zboczy Małego Giewontu, którego to trawersuje. Z trudniejszych momentów pamiętam tylko kilkumetrową, pionową ściankę skalną, na którą trzeba się wspiąć (przydałby się tutaj łańcuch; zdjęcie poniżej), ale w sumie nic trudnego. W górnej części szlaku można podziwiać skałki Mnichowej Turni i imponującą ścianę Małołączniaka, niżej – na odcinku między Przełęczą w Grzybowcu a Doliną Strążyską – bardzo spodobał mi się górnoreglowy las, wyglądający niczym starodawna puszcza wyciągnięta żywcem ze słowiańskich legend. Samą Dolinę Strążyską (ostatni etap szlaku) oczywiście nikomu już zachwalać nie muszę – tatrzańska klasyka!

Do żółtego szlaku nr 3 przez Dolinę Małej Łąki mam w sumie ambiwalentny stosunek. Z jednej strony Wielka Polana Małołącka otoczona z dwóch stron wysokimi grzbietami i zakończona olbrzymią północną ścianą Małołączniaka robi zdecydowanie robotę, jeśli chodzi o klimat. W wyższych partiach widoki podobne do tych z wyżej opisywanego czerwonego szlaku, po drodze sporo liściastych drzew z urokliwie odbarwiającymi się już liśćmi, a przed samą Kondracką Przełęczą szlak poprowadzony jest w bardzo bujnej, jak na polską część Tatr, kosodrzewinie (lubię zachowaną piętrowość roślinną w Tatrach). Z drugiej jednak strony szlak woła o remont (szczególnie okolice Mnicha Małołąckiego), a taki stan rzeczy pewnie wynika z wysokiej frekwencji. Ten niemały tłum podążający Doliną Małej Łąki podwaja się w okolicach Kondrackiej Przełęczy, towarzysząc bezustannie aż pod sam szczyt Kopy Kondrackiej. Kondracka Przełęcz to swoisty hub szlakowy, przez co miejsce dość tłoczne, więc żółty szlak nr 3 przez przełęcz przebiegający, obsługuje ruch nie tylko „czerwono-wierchowy” ale także „giewontowy”, stąd ta wysoka frekwencja. Jeśli komuś to nie przeszkadza – OK, dla mnie jednak zbyt gwarno.

Na koniec, co wcale nie oznacza ostatniego miejsca – czerwony szlak nr 4 z Kasprowego Wierchu. Na Kasprowy można oczywiście wejść, ale umówmy się, że jeśli planujemy przejście z Kasprowego na Czerwone Wierchy + zejście np. zielonym szlakiem nr 6 – skorzystanie z dobrodziejstw techniki i wjechanie kolejką jest wręcz wskazane :-). Graniowe przejście przez te wszystkie Goryczkowe Wierchy i Czuby, czy inne Suche Wierchy (dużo nazw własnych, nie ma co spamiętywać) jest jak preludium do wspaniałej sonaty, czy jak doskonała przystawka do jeszcze znakomitszego dania głównego. Trasa jest stosunkowo nietrudna (jest tylko jeden króciutki odcinek z trzema klamrami), ale przy śliskim kamieniu lub mocnym wietrze, poziom łatwości drastycznie maleje – musimy mieć w pamięci, że jest to graniówka i to poprowadzona na wysokości ok. 1800-1900 m. Co prawda ja doświadczyłem tutaj dynamicznego tańca chmur, stąd widoczność była różna (w nagrodę miałem jednak bardzo fotogeniczne i nastrojowe kadry), ale przy doskonałej pogodzie widoki są bardzo szerokie. Szlak jest urozmaicony, tych różnych przełęczy, trawersów, szczytów i skałek jest multum, aparat szedł w ruch co kilka kroków. Zresztą, zobaczcie na zdjęcia poniżej.

Przeszedłszy i poznawszy wszystkie szlaki prowadzące na Czerwone Wierchy, gdy następnym razem będę wybierał się na ten tatrzański klasyk, np. z kimś, kto jeszcze nigdy tam nie był i chcąc tę osobę zachwycić – wybiorę szlaki nr 2, 4, 6 (podium bez wskazywania miejsc) oraz ewentualnie szlak nr 7 (nagroda specjalna). Te drogi skradły moje serce, a i obiektywnie mają najwięcej do zaoferowania pod względem widokowym, poznawczym (geologia!) i przyrodniczym. Ze względu na dużą frekwencję na szlaku nie polecam dróg nr 1 i 3 , a z powodu nijakości szlaku nr 5. To, co jednak polecam, a nawet gorąco zalecam to jesienny wypad na Czerwone Wierchy, tak na prawdę bez większej różnicy którym szlakiem ;-).

Możesz również cieszyć się:

1 komentarz

  1. […] Przysłop Miętusi, od nazwiska niegdysiejszego właściciela tego terenu, to jeden z najlepszych punktów widokowych całej Ścieżki, choć widoki otwarte są jedynie na zachód. W kadrze wzrok przyciąga różnorodność form górskich: od masywnego Kominiarskiego Wierchu, przez kopulastą pozbawioną drzew Zadnią Kopkę (zboczem której schodziłem kilka chwil wcześniej do Doliny Kościeliskiej), aż po Zawiesistą Turnię, o strzelistym kształcie, wyjętą rodem z Dolomitów. Przysłop jest miejscem przecięcia kilku szlaków, w tych niebieskiego na Małołączniak, którym szedłem pierwszy raz w życiu w zeszłym roku i bardzo mi się wtedy spodobał (zapraszam do artykułu na blogu, w którym zestawiam wszystkie szlaki na Czerwone Wierchy: https://odkryjemygorynieznane.pl/gory-polska/szlaki-na-czerwone-wierchy/). […]

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *