W ostatni dzień sierpnia 2024 roku postanowiłem odwiedzić królową Tatr – Bystrą. Choć szczyt leży już po słowackiej stronie, od granicy dzieli go zaledwie 500 metrów. Wędrówkę rozpocząłem na Siwej Polanie u wylotu Doliny Chochołowskiej, a zakończyłem w Podbańskiej – przemierzając Tatry w poprzek. Ten ostatni dzień wakacji na długo pozostanie w mojej pamięci – nie tylko ze względu na bajeczne widoki, ale i wyjątkowe spotkanie w dzikiej Dolinie Kamienistej, gdzie udało mi się z bliska zobaczyć jednego z ciekawszych przedstawicieli tatrzańskiej fauny. Kierunek: Tatry Zachodnie!


O KRÓLOWEJ SŁÓW KILKA. Nazwa Bystra zaczęła być rozpowszechniana niespełna 150 lat temu, pojawiając się przede wszystkim na mapach austriackich. Nie oznacza to jednak, że nie funkcjonowała wcześniej – pojawiła się w druku już w 1736 roku. Mimo to wśród polskich górali oraz w polskim piśmiennictwie szczyt ten przez wiele dekad, aż do początku XX wieku, nazywany był Pyszną. M.in. Ludwik Zejszner, wybitny polski kartograf i badacz Tatr, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, w 1850 roku pisał: „(…) góra Pyszna, wnosząca się wspaniale nad Kościeliskiem.” Bystra, vel. Pyszna, zdobywana była od wieków, słynąc – jak zresztą do dziś – ze wspaniałych widoków, co sam mogę potwierdzić.

W STRONĘ PYSZNEJ! Na Bystrą wchodzę względnie klasycznie: z Polany Huciska (niech żyje Kolejka Rakoń!) drepczę jak zwykle zatłoczoną Chochołowską aż do ujścia Doliny Starorobociańskiej. Stamtąd mozolnie podchodzę czarnym szlakiem na Siwą Przełęcz (nie darzę szczególną sympatią tego odcinka – pisałem o tym we wpisie, w którym relacjonuje przejście wszystkich szlaków w polskich Tatrach Zachodnich), skąd kieruję się w stronę głównej grani Tatr Zachodnich. Z Siwego Zwornika w stronę Bystrego Karbu biegnie pięknie poprowadzony szlak, na którym powoli zaczynają się otwierać niemniej urzekające widoki.
Niebieski szlak z Bystrego Karbu zaczyna wspinać się po rozłożystym masywie Bystrej – ja jednak wybieram graniówkę w stronę Błyszcza, biegnącą wzdłuż granicy. Błyszcz (2159 m n.p.m.) to niewybitny wierzchołek na grani, leżący w cieniu najwyższej góry Tatr Zachodnich – geografowie nie nazywają go nawet szczytem. Stamtąd pozaszlakowa, ale doskonale widoczna ścieżka w 10–15 minut wyprowadza na Bystrą. Niecałe 10 km i prawie 1400 m. przewyższenia i voilà. Nie było tak źle. Dzień dobry Jej Wysokości!


GÓRY TO PRZEDE WSZYSTKIM LUDZIE. Długo szukałem wciągających historii czy legend związanych z dzisiejszą bohaterką, które mogłyby zdynamizować i uatrakcyjnić narrację tego posta — jednak nic nie wydawało mi się wystarczająco interesujące. ChatGPT, poproszony o pomoc, halucynuje na potęgę, podpowiadając niestworzone opowieści, jak choćby pomysł budowy kolejki linowej na Bystrą w międzywojniu. Zapytany o źródła tego fantastycznego konceptu, natychmiast zaczyna wykręcać kota ogonem, wijąc się w odpowiedziach niczym małe dziecko przyłapane na kłamstwie. Aż natrafiłem na wpis Muzeum Tatrzańskiego z 2000 roku i popularnonaukowy esej z cyklu „Tajemnice Tatr”, przybliżający dwie fascynujące postaci luźno związane z Błyszczem i Bystrą.
Jedną z nich jest ksiądz Eugeniusz Janota, który w wydanym przez siebie w 1860 roku przewodniku tatrzańskim zabiera nas na wycieczkę na Pyszną. Janota to postać nietuzinkowa — germanista i profesor zwyczajny Uniwersytetu Lwowskiego, współzałożyciel Towarzystwa Tatrzańskiego, badacz Tatr, aktywista ochrony przyrody. W 1868 roku doprowadził do wydania przez sejm galicyjski ustawy o ochronie kozic i świstaków. Ustawę podpisał cesarz Franciszek Józef I. Drugą z postaci była Wanda Anna Gentil-Tippenhauer Widigierowa — w skrócie: Ruda Wanda. Uzdolniona malarka, Zakopianka z wyboru, miłośniczka Tatr we wszystkich smakach. Swoje prace wystawiała w najbardziej prestiżowych polskich galeriach, w tym w warszawskiej Zachęcie, ale także za granicą — w Mediolanie, Turynie czy Lyonie. Bliska przyjaciółka Józefa Oppenheima, spędzała wiele czasu w Schronisku na Hali Pysznej, skąd był już tylko rzut beretem do Błyszcza i Bystrej, na których bywała wielokrotnie.



NA SZCZYCIE. Na rozłożystym, nieco wydłużonym szczycie Bystrej zastaję niemały tłum ludzi, ale nie ma co się dziwić – ostatni dzień wakacji, do tego słoneczna sobota. Przede wszystkim Słowacy, dla których wejście od południa jest zauważalnie krótsze. Wejście od strony polskiej jest relatywnie długie, choć informacje na różnych blogach czy przewodnikach o wyczerpujących odległościach są nieco przesadzone. Widoki – jak już wspomniałem – panoramiczne, a dla polskiego turysty nawet dość nietypowe. Z tej perspektywy doskonale widać, jak monumentalny jest sąsiedni Starorobociański Wierch. Na południu wzrok przyciągają Bystre Stawy, położone w górnej części Doliny Bystrej. Wikipedia podaje, że jest ich aż pięć, choć w oczy rzucają się przede wszystkim dwa: Wielki i Długi Staw Bystry. Dolina Bystra w ogóle należy do tych rzadziej odwiedzanych w Tatrach. I mnie jeszcze tam nie było – tego dnia na zejście z Bystrej wybrałem Dolinę Kamienistą.
Niebieski szlak Doliną Kamienistą rozpoczyna się od Pyszniańskiej Przełęczy, do której schodzę granią od strony Błyszcza. Po drugiej stronie doskonale widoczna pozaszlakowa ścieżka na Kamienistą (2127 m.) – dostrzegam nawet schodzących z niej turystów. Na Przełęcz można było kiedyś dojść Doliną Pyszniańską od strony Schroniska na Hali Ornak – blisko grani szlak jest jeszcze widoczny, niżej jednak natura skutecznie przejęła władzę, całkowicie zamazując przebieg ścieżki. Choć czytałem w internecie relacje śmiałków, którzy z powodzeniem pokonali tę trasę, dla mnie jednak przedzieranie się przez gęstwiny kosówek i wiatrołomów nie byłoby zbytnio pociągające. Z Przełęczy skręcam na południe w stronę Podbańskiej.


DZIKIE SPOTKANIE. Pierwszą żywą duszę spotykam dopiero po przejściu trzech czwartych długości niebieskiego szlaku. Dolina Kamienista jest piękna, choć w sposób dziki, wręcz kanadyjski – na środkowym odcinku szlak wiedzie przez gęsty, niemal klaustrofobiczny las, którym biegnie wąska ścieżka. Zdarza się, że jej jakość pozostawia wiele do życzenia – raz przechodzi nawet przez płat śniegu (końcówka sierpnia), wymieszany z ziemią i fragmentami drzew. Całość wygląda na uszkodzenie szlaku przez lawinę sprzed kilku miesięcy.
Porównania do Kanady na tym się nie kończą. W pewnym momencie, zaledwie kilka metrów poniżej szlaku, po raz pierwszy w życiu spotykam niedźwiedzia z tak bliska. Spotkanie zaskakuje i jego, i mnie – na moje szczęście, miś wycofuje się i zbiega zboczem w dół. Nie byłem w stanie zareagować z wyprzedzeniem, bo dostrzegłem go dopiero za zakrętem – można wręcz powiedzieć, że na niego wpadłem. Niedźwiedź nie był dojrzałym osobnikiem – wyglądał raczej na „nastolatka” lub młodego dorosłego, z pewnością nie był to też maluch. W innym przypadku chyba padłbym na zawał, mając świadomość, że gdzieś w pobliżu może znajdować się niedźwiedzia mama.
Podczas spotkania zachowałem zimną krew, choć dalsza podróż minęła mi w dość nerwowej atmosferze. Starałem się wydawać dźwięki – gwizdy, stukanie kijkami trekkingowymi – by ostrzec inne potencjalne misie o mojej obecności. Lekcja, którą wyniosłem z tego spotkania: w tak dzikiej okolicy warto być słyszalnym. Jeszcze tego samego dnia kupiłem dzwoneczek, który do dziś przytraczam do plecaka, gdy wybieram się w góry o podwyższonym ryzyku spotkania z niedźwiedziem.
Pierwszy raz w Tatrach widziałem misia zaledwie dwa tygodnie wcześniej – w okolicy Murowańca, ale był bardzo daleko i stanowił jedynie „bezpieczną” atrakcję dla turystów. I choć w polskich Tatrach miś pokazuje się nierzadko, to Słowacja jest domem dla ogromnej populacji niedźwiedzia brunatnego – tak licznej i problematycznej, że planuje się tam jego masowy odstrzał (tegoroczna zgoda obejmuje zabicie 350 osobników).



PODBAŃSKA. Po przygodach w środkowej części Doliny bardzo szybko udaje mi się zejść do Podbańskiej, najbardziej na zachód położonej osady Vysoké Tatry. Uwielbiam takie miejsca – kameralne, położone w lesie maleńkie miasteczko, gdzie można wynająć luksusowy domek, lub też czterogwiazdkowy Grand Hotel Permon, jest kilka wyciągów, tras rowerowych – a całość w otoczeniu dzikiej przyrody tatrzańskiego lasu. Ponownie budzi to we mnie skojarzenia z sennymi, kanadyjskimi lub amerykańskimi osadami letniskowymi, do których ludzie przyjeżdżają naprawdę odpocząć na łonie natury. To ogromny kontrast wobec naszej chaotycznej zabudowy domkami na wynajem na Podhalu i innych podgórskich regionach.
Wizyta złożona królowej Tatr okazała się bogata w przygody, których nawet się nie spodziewałem. Sam szczyt wymaga dobrej kondycji, technicznie jest jednak w ogóle nieskomplikowany, jak większość miejsc w Tatrach Zachodnich. Widoki z Pysznej moim zdaniem najlepsze w kierunku polskich Tatr Zachodnich, świetnie wygląda stamtąd Główna Grań Tatr i grań Ornaku (zdjęcie poniżej). Bardzo polecam!




PS: Jeżeli podoba Ci się moja praca i chciał(a)byś wspomóc moje górskie odkrywania, zawsze możesz postawić mi wirtualną kawę! https://buycoffee.to/odkryjemygorynieznane Porządna dawka kofeiny to podstawa do eksplorowania górskich terenów ;-). Z góry dziękuję. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!